Chaol i Nesryn w Antice – Wieża świtu Sarah J. Mass.
Wieża świtu Sarah J. Mass od dłuższego czasu gościła u mnie na czytniku, ale muszę przyznać, że nie było mi pilno, aby z nią się zapoznać. Wszystko przez to, iż z głównego bohatera tej nieco pobocznej historyjki zrobił się taki trochę „miękki siusiak”. No i przyznaję, iż trochę bałam się, że ta historia będzie „kolejnym odcinkiem” o użalaniu się Chaola. Ostatecznie stwierdziłam jednak, że przed planowanym na przyszły rok zwieńczeniem cyklu wypadałoby jednak ten „dodatek” przeczytać, żeby nie uronić nic z historii.
Uzdrowicielki z Torre Cesme.
Po wydarzeniach z Rifthold, nogi kapitana Westfall odmówiły posłuszeństwa. Jedyną nadzieją na odzyskanie w nich władzy są słynne uzdrowicielki z Torre Cesme. Chaol z Nesryn Faliq udają się więc na do pięknego miasta Antica, by tam spróbować szczęścia. Jednak uzdrowienie nie jest jedynym celem wyprawy. Westfall i Falig otrzymują również ważne zadanie. Mają przekonać wszechpotężnego kagana do udziału w wojnie. Czy nowo mianowanemu namiestnikowi uda się „stanąć na nogi” i zdobyć nowego sprzymierzeńca?
Krócej byłoby lepiej. ;)
Nie będę ukrywać, iż po raz kolejny całkowicie zatopiłam się w historii spod pióra Sarah J. Mass. Autorka pisze bowiem tak lekko i płynnie, iż podczas czytania ciężko oderwać się od książki. Jednak po jej odłożeniu przychodzi otrzeźwienie i refleksje. ;)
No i taką pierwszą refleksją było to, iż autorce znowu się udało. Mimo iż jest to historia poboczna, to jednak miała swój cel, wniosła spore wiano w dalszą historię i w sumie dawała jedyną możliwość Nesryn i Chaolowi na pokazanie własnych możliwości.
Tylko w tym całym „hurra optymizmie” pojawił się jednak jeden problem. No dobra może nie jeden, a kilka. ;) Książka, szczególnie jej początkowa faza była strasznie rozwleczona, przez co o akcji można było zapomnieć. Gdyby pominąć jednak kilka mniej znaczących wątków czy utyskiwań, to wyglądałoby to o wiele lepiej. No i oczywiście jeszcze te romanse. Wieża świtu aż ociekała takimi wątkami i nie będę ukrywać, powoli cała seria zaczyna w tym temacie przypominać sławetną Modę na sukces z jej mottem przewodnim „nieważne kto z kim śpi ważne, żeby wszystkie łóżka były zajęte”. ;)
Dzieci Kagana.
Pomijając jednak te drobne niedociągnięcia książka wciąga, a ostatnie rozdziały rekompensują ten początkowy zastój. Do tego na horyzoncie pojawiają się niezwykle ciekawe nowe charaktery. Przede wszystkim dzieci Kagana na czele z Sartaq-iem. No i oczywiście sławetna uzdrowicielka Yrene.
A co z Chaolem?
Co się tyczy Chaola, to trochę zrehabilitował się w moich oczach, choć w początkowej fazie miałam wrażenie, że jeszcze trochę ze swoim marudzeniem i niezdecydowaniem przeobrazi się w kobietę. ;)
Podsumowując. Wieża świtu to dość istotne dopełnienie cyklu Szklany tron Sarah J. Mass. I choć momentami książka może się wydawać mocno przegadana czy też ckliwa, to jednak niezwykle lekkie pióro autorki, ciekawi bohaterowie oraz zakończenie w pełni rekompensują tę małą niedogodność. Polecam, szczególnie tym, którzy lubią młodzieżową fantastkę ze sporą domieszką romansu. ;) :D
Niedawno się przyznałam, że nie czytałam nic Cobena, a teraz trzeba wyznać, że Maas kojarzę tylko z okładek :D
W sumie to jestem ciekawa czy by Ci się spodobała. Książki Mass to raczej takie czytadełka, które mają zapewnić rozrywkę. Czasami czuć w nich jednak taką komercję, ale czyta się je dobrze. :D