Bohater jednej akcji – Czerwone koszule John Scalzi.
Johna Scalzi, amerykański pisarz scenic fiction, laureat między innymi Nagrody Campbella dla najlepszego pisarza 2006 roku, „kupił mnie” lekkim stylem i przystępnym językiem w Wojnie starego człowieka. Brygada duchów tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, że autor potrafi pisać świetne space opery, które może nie są dziełem umieszczanym na „wyższej półce”, ale mają dostarczyć czytelnikowi sporo radości i zostawić trochę miejsca do przemyśleń. Czy Czerwone koszule podtrzymają dobrą passę autora w moich oczach?. ;)
Unia Galaktyczna i „Nieustraszony”.
Czwórka rekrutów trafia na pokład „Nieustraszonego” – okrętu flagowego Unii Galaktycznej. Wydaje się, iż lepszego przydziału dostać nie mogli. Statek jest bowiem dumą floty. Przemierza bezkres kosmosu w poszukiwaniu nowych planet czy też form życia.
Tuż po „przekroczeniu progu” okazuje się jednak, że z załogą statku jest coś mocno nie tak. Doświadczeni członkowie znikają, gdy tylko pojawia się ktoś z dowództwa i każdy „rękami i nogami” broni się przed braniem udziału w kolejnych misjach zwiadowczych. Misjach, z których cało i zdrowo wychodzą tylko dowódcy, zaś szeregowi żołnierze i podoficerowie muszą odnieść choćby minimalny uszczerbek na zdrowiu.
Podporucznik Andrew Dahl postanawia zbadać tajemnicze zjawisko, bo sam nie chce skończyć na długiej liście poległych. Czy uda mu się odkryć prawdę i ocalić życie?
Kto zaprojektował tę okładkę?!
Okładka absolutnie nie zwiastowała tego, co kryje się pod tym tytułem. W sumie to nawet zastanawiam się, czy osoba odpowiedzialna za nią miała, choć minimalną świadomość zawartości? ;)
Abstrahując już od tej tragedii zwanej okładką. ;) Początek książki sygnalizował klasyczną space operę. Jest kosmos, są bohaterowie i akcja przeplatana dość charakterystycznym poczuciem humoru. Wszystko układało się idealnie. Pochłaniałam kolejne strony. Tylko że ten humor zaczynał mocno dominować, bohaterowie zrobili się papierowi, a ilość niedopowiedzeń spowodowała uruchomienie takiego małego dzwoneczka z tyłu głowy. ;)
Star Trek parody.
W tym momencie przed oczami zobaczyłam załogę pierwszego Star Treka z kapitanem Kirkiem na czele. Zaczęłam powoli przypominać sobie poszczególne odcinki i te wszystkie nieszczęsne koszule. ;) Nie wiem, czy John Scalzi jest fanem tego serialu, ale te wszystkie szczegóły… Na twarzy automatycznie pojawił mi się uśmiech. Jak autor zgrabnie zasygnalizował filmowe fakty, połączył je z nowymi bohaterami i jednocześnie „pchnął” książkę na zupełne inne tory.
Wymieszał fikcję z realnym światem, wprowadził na scenę wolę scenarzysty i zagadnienie alternatywnej rzeczywistości. No i zakończył to wszystko niesamowitymi epilogami.
Podsumowując. John Scalzi stworzył zupełnie nieszablonową powieść, która na pewno nie przypadnie do gustu każdemu. Wszystko przez to, że Czerwone koszule mimo początkowo nieco prześmiewczego nastroju skłaniają do myślenia, czym tak naprawdę jest na świat? Może filmem, książką, a my sami tylko jego statystami? Jedno jest pewne fani Star Treka, jak i fantastyki problemowej, ocierającej się o filozofię powinni być w moim odczuciu bardzo zadowoleni.
Czytało się całkiem nieźle, to prawda, ale jakoś nic nie zostało we mnie na dłużej. Za to “Wojna starego człowieka” jest genialna.
Do “Wojny…” nic nie można porównać. Jakby autor wysmarował drugą taką książkę, to bym chyba zaczęła skakać z radości. ;) :D
Ach, tak, ta okładka zdecydowanie paskudna. A niektóre “zachodnie” były tak ładne albo choć estetyczne, choćby ta francuska: https://www.chapters.indigo.ca/en-ca/books/redshirts/9782841726264-item.html
No i zgadzam się z podsumowaniem. Scalziego na pewno jeszcze z chęcią poczytam – tylko chyba nikt jakoś nie śpieszy się do wydawania go w Polsce.
No i właśnie tego nie rozumiem, dlaczego na naszym rynku mamy zaledwie przetłumaczone trzy książki autora. Szczególnie że pisze on naprawdę bardzo przystępnie i ciekawie.