Kryminalna komedia, czyli Urzędnik Sławka Michorzewskiego.
Gdy dostałam propozycję przeczytania książki Sławka Michorzewskiego pod tytułem Urzędnik, nie bardzo wiedziałam, z jakiej kategorii jest ta książka i „z czym to się je”. Na szczęście w dobie internetów mogłam trochę poogooglić i natknęłam się na ciekawy wywiad z autorem oraz cytat:
Michorzewski: Moja powieść to kpina z ludzi i ich planów na życie, „Gazeta Prawna”
Później wyczytałam również, że Sławek Michorzewski specjalizuje się w pisaniu komedii kryminalnych dla dorosłych i w tym momencie już wiedziałam, że książkę chcę przeczytać.
Marian Sopel nikomu nie przepuści.
Starszy komisarz skarbowy Marian Sopel jest typowym urzędnikiem państwowym, który „żywemu nie przepuści”. W końcu należy do „rasy panów”, która mieszanie ludzi z błotem i niszczenie ludzkiego życia opanowała do perfekcji. Oczywiście sam Sopel nie ma sobie nic do zarzucenia, a kolejna rutynowa kontrola skarbowa ma być tego potwierdzeniem. Tylko że tym razem coś poszło mocno nie tak i jedno niefortunne zdarzenie uruchomiło lawinę dziwnych zbiegów okoliczności, które „zdarły maskę” z twarzy komisarza i ukazały jego prawdziwe oblicze.
Nie czytajcie tego w busie. 😅
Początek książki był dla mnie dość niemrawy i nie zwiastował tego szaleństwa, które rozpętało się mniej więcej po jej ćwiartce (od razu odpowiem na pytania — ja sama po ćwiartce nie byłam ;)).
Siedząc w autobusie, nie mogłam opanować się od cichych podśmiechujek. W zasadzie co stronę targały mną spazmy niekontrolowanego śmiechu do tego stopnia, że siedząca koło mnie dziewczyna zapytała, co to za książka, bo ona też chętnie przeczytałaby coś takiego. Po mojej odpowiedzi nie do końca była pocieszona faktem, że książki nie dostanie na rynku słowackim i raczej marne są szanse na to, że kiedykolwiek na ten język zostanie przetłumaczona.
Marian Sopel, Kleofas Bzichot, Bożydar Dąbek, państwo Gołąb i Jajco.
Do książki jednak wracając. Dawno takiej zakręconej komedii do tego kryminalnej z tak wyborowymi postaciami nie czytałam. Wszystkie one bowiem są tak fenomenalnie skrojone i pachną stereotypem na kilometr, że aż na samo wspomnienie do teraz buźka mi się uśmiecha.
Mamy gangusa Jajo, ze swoim charakterystycznym językiem i przybocznym gorylem Gumą. „Seryjnego mordercę” Grzegorza Gołębia, który notabene para się hodowlą wszy, pluskiew, pcheł i innych kleszczy. No i jest jeszcze dwóch najbardziej nieudolnych policjantów świata reprezentowanych dumnie przez komisarza Kleofasa Bzichota i aspiranta Bożydara Dąbka.
Do tego dochodzi crème de la crème czyli sam komisarz skarbowy Sopel. Po prostu kwintesencja naszego wyobrażenia o bezdusznych urzędnikach US*. Swoją postawą i językiem reprezentuje on wszystkie możliwe najgorsze cechy osławionych urzędników. Od ich podejścia do pracy, przez nieomylność ich osądów na założeniu, iż każdy obywatel, a najbardziej przedsiębiorca, coś kręci na boku, kończąc.
Niedorzeczna i szalona.
O fabule nie napiszę nic, bo jest tak naszpikowana gagami, tak szalona, że czasem zastanawiałam się, czy autor nie powinien udać się po poradę do jakiegoś specjalisty. ;) Przytaczanie zaś poszczególnych absurdalnych wydarzeń zepsułoby Wam radość z późniejszego czytania. Nadmienię tylko, iż jednego podczas czytania możecie być pewni. Akcja goni akcję, a ilość niedorzecznych sytuacji przekracza wszelkie możliwe wyobrażenia, normy i granice. :D
Podsumowując. Czytając książkę, bawiłam się fenomenalnie, a uśmiech prawie cały czas nie schodził mi z twarzy. Kryminału okraszonego taką ilością absurdu było mi trzeba. Dlatego też, jeżeli macie ochotę na naprawdę dobrą rozrywkę, gorąco polecam Wam sięgnięcie po książkę Sławka Michorzewskiego pod tytułem Urzędnik.
* Mogę powiedzieć, że czytałam ją w idealnym momencie, gdy na wierzch wypłynęła „afera żarówkowa”. :P
No Comment! Be the first one.