Czy to bajka, czy nie bajka… Bajki robotów Stanisława Lema.
Moje pierwsze notabene bardzo sympatyczne spotkanie ze Stanisławem Lemem odbyło się jeszcze w szkole podstawowej, kiedy to miałam okazję przeczytać Bajki robotów. Ten zbiór opowiadań, który po raz pierwszy ukazał się w 1964 roku oczarował mnie i spowodował moją fascynację i późniejsze zachłyśnięcie się książkami najwybitniejszego polskiego pisarza fantastycznego.
Spis bajek.
Nie widzę sensu z przytaczania, czy też streszczania każdej bajki z osobna, więc podrzucam tylko spis całej piętnastki, a poniżej pozwolę sobie tylko na króciutkie podsumowanie.
- Trzej elektrycerze;
- Uranowe uszy;
- Jak Erg Samowzbudnik Bladawca pokonał;
- Skarby króla Biskalara;
- Dwa potwory;
- Biała śmierć;
- Jak Mikromił i Gigacyan ucieczkę mgławic wszczęli;
- Bajka o maszynie cyfrowej, co ze smokiem walczyła;
- Doradcy króla Hydropsa;
- Przyjaciel Automateusza;
- Król Globares i mędrcy;
- Bajka o królu Murdasie;
- Jak ocalał świat;
- Maszyna Trurla;
- Wielkie lanie;
Roboty, królewny i…
Osoby, które podkreślają, iż Bajki robotów nie są książką dla dzieci – mają trochę racji. Wszystko przez to, że niektóre z nich są powiedzmy drastyczne. Z drugiej strony obecnie nawet bajka o Czerwonym kapturku, dla wielu osób jest zbyt brutalna. Mam wrażenie, że eksperci i liczni rodzice chcieliby zamknąć swoje pociechy w kryształowej kuli i odciąć je całkowicie od świata.
A to właśnie bajka ma nauczyć dziecko postrzegać świat w wielu odcieniach. Jednocześnie dając do zrozumienia, że mimo wszelkich przeciwności losu powinny mieć własne zdanie i stawiać na dobro.
Bajki robotów mają właśnie to wszystko. Pokazują zarówno dobro, jak i zło. Piętnują chciwość, okrucieństwo czy żądzę władzy. Dają wiele do myślenia, a każda z piętnastu powyższych zawiera tak potrzebny morał. I w sumie od tych klasycznych nam znanych bajek różnią się tylko tym, że przenoszą nas w kosmos, a pierwsze skrzypce często grają roboty i różnorakie maszyny. Choć nie da się ukryć, że nie brakuje wśród tych mechanicznych cudaczków również księżniczek, zamków czy nawet smoków.
Jeżeli nie mieliście jeszcze okazji zapoznać się z Bajkami robotów lub zniechęciła Was ta pozycja ze względu na umieszczenie jej w kanonie lektur. To dajcie opowiadaniom jeszcze jedną szansę. Szczególnie gdy fantastyka jest bliska Waszemu serduchu. Nie będziecie zawiedzeni.
Lem na liście lektur to pewien problem. Z jednej strony trudno go tam nie umieszczać, ale z drugiej i tak kończy się to zniechęceniem wielu. “Bajki robotów” to chyba najbardziej przystępna z jego książek, ale może lepszy byłby któryś Pirx? Bardziej “standardowy”.
Też się kiedyś nad tym zastanawiałam, czy nie lepiej “wrzucić” Prixa w Liceum. W sumie z “Bajkami…” to jest taki problem, że nie wszystkie się nadają dla uczniów szkoły podstawowej. No i jeszcze nauczyciele sami często traktują fantastykę mocno po macoszemu. Bo jak nie jest to Mickiewicz czy Słowacki, to trzeba “zlać to ciepłym moczem”.
Ok, to ja jestem dokładnie z tej grupy, co ją zniechęcili w podstawówce. Nie miałam tego nawet jako lektury, czytaliśmy zaledwie jakieś dwie-trzy wybrane bajki, były chyba w podręcznikach. Nienawidziłam ich z całego serca. Na tyle skutecznie, że przez kolejne 15 lat życia wierzyłam, że nienawidzę też sf :P I wiesz, chyba nie jestem jeszcze gotowa na to, żeby podjąć próbę pokonania tego demona przeszłości :D
Demoniczne bajki Lema. :D
Dużą szkodę Lemowi wyrządziła szkoła z nieumiejętnym dobraniem programu. Do tego jeszcze swoje trzy grosze zawsze wtrącają nauczyciele, którzy nie do końca potrafią dobrze Lema “sprzedać”.
Szkoda, że aż tak się zniechęciłaś. Może kiedyś uda Cie się przełamać. :D
A z tymi nauczycielami to druga strona medalu, fakt. Nie trafilam przez całą swoją edukację na polonistę, który nie traktowałby fantastyki szeroko pojętej jako literatury gorszego sortu i z pobłażliwym uśmieszkiem. Bo jak coś nie jest Żeromskim, to przecież nie jest poważną literaturą ;) Na szczęście chyba żadnych traum poza Lemem (i Żeromskim :P) nie wyniosłam z lat edukacji, a z sf jako takim już się przeprosiłam (Simmons! <3), więc może i na odczarowanie Bajek przyjdzie czas. Ale jeszcze nie ;)
Ja akurat w materii polonistki nie mogę narzekać, bo trafiałam dobrze.
Żeromskiego swoją drogą też trochę nie trawię, nie mówiąc już o pani Orzeszkowej.
No i dobrze, że się przeprosiłaś z tym SF (na Simonnsa zawsze można liczyć ;)).
Jeszcze nigdy nie czytałam Lema. Mąż za to jest fanem. Polecał mi “Bajki robotów” na pierwszy kontakt. I tak zrobię, zwłaszcza po Twojej recenzji
Mąż dobrze wybrał. Szczególnie, że dla dziecka nie wszystkie bajki są odpowiednie, ale dorosły wyciągnie z nich dużo więcej.
I czekam na to Twoje pierwsze spotkanie z Lemem. :)
Dostałem parę lat temu od żony ten zbiór i z miejsca mnie zachwycił, choć dziecku bym tego szybko nie dał. Ciekawe pomysły i przekazywane wartości :)
Dla dziecka znajdzie się kilka bajek, ale całości również bym nie dała do przeczytania. :)
Oj ten Lem. Jest powodem mojego kaca moralnego. Nie czytałem jeszcze żadnej jego książki. Z jednej strony wiem, że trzeba, że powinienem. Ale totalnie mnie do niego nie ciągnie. Może kiedyś…
Z tym trzeba, to bym nie przesadzała. Fajnie poznać coś od takiego mistrza jak Lem, ale wymuszone nie będzie “dobrze smakować”. ;)