Klasyka literatury postapokaliptycznej, czyli Apokalipsa według Pana Jana Robert J. Szmidt.
Każdy, kto zagląda tu od czasu do czasu, łatwo zauważy, że nic co pachnie apokalipsą, nie jest mi obce. ;) Ponieważ mam w ostatnim czasie mały niedobór tego typu literatury (albo innego promieniowania ;)), postanowiłam sięgnąć po klasykę literatury postapokaliptycznej spod pióra Roberta J. Szmidta pod tytułem Apokalipsa według Pana Jana.
Dwa lata po Armagedonie…
Polska postanowiła wykorzystać światowy konflikt i zagarnąć część Ukrainy. Nie przewidziała jednak, że nasz wschodni sąsiad nie będzie chętny do „współpracy” i potraktuje nasz kraj z atomówki. Widząc całe zamieszanie, do „zabawy” postanowiła przyłączyć się również Rosja, a pozostałe państwa analizując całą sytuację, także zapragnęły pochwalić się tym, co mają najlepsze. I tak pożoga ogarnęła cały świat.
Dwa lata po latających bombkach różnego rodzaju, z ukrytego górskiego kompleksu o nazwie Bastion wojsko wysyła zwiad na powierzchnię. Widok, który roztacza się przed zwiadowcami nie napawa optymizmem, ale po dotarciu do Wrocławia okazuje się, iż nadal jest tam życie. Skupioną w mieście społecznością zawiaduje enigmatyczny i bardzo inteligentny Pan Jan — zwany również Burmistrzem — który poczynił już pewne plany odbudowy Polski „od morza do morza”. W sposób niekonwencjonalny przyłącza on ukrytą w Bastionie armię, gdyż kieruje się on bardzo prostą zasadą „kto nie jest ze mną, jest przeciwko mnie” i szybko pozbywa się konkurencji. Kim był w przeszłości Pan Jan i czy uda mu się zrealizować swoją wizję?
Panie Janie! Panie Janie!…
Czytałam, otwierałam szeroko oczy i nie mogłam się oderwać się od książki. Akcja pochłonęła mnie bowiem już od pierwszej strony, a tajemniczy Pan Jan wzbudzał taką ilość emocji, że nie byłam w stanie czasem się opanować i miałam ochotę z jednej strony powiedzieć mu, że jest geniuszem, a z drugiej chciałam zaaplikować mu solidną plombę. ;)
Historia tego gościa, jego motywacje, które odkrywałam na kolejnych kartach książki, z jednej strony powodowały, że brzydziłam się nim, aż tak, że nie byłaby w stanie przebywać z nim w jednym pomieszczeniu. Z drugiej podziwiałam jego charyzmę, inteligencję i sposób łączenia faktów. Przyznaję również, że momentami zastanawiałam się, czy jego postawa nie jest wynikiem jakiegoś szaleństwa, by po chwili stwierdzić, że absolutnie nie jest to możliwe, bo znowu „rozwalił on system” swoim posunięciem. ;)
Jak w dobrym sensacyjnym filmie.
Abstrahując od świetnie wykreowanego bohatera, to również na duże słowa uznania zasługuje tempo akcji, jej umieszczenie oraz opisy. Nie jestem z Wrocławia, tamte tereny znam „przelotem”, ale bardzo łatwo mogłam sobie wyobrazić miejsce, w którym jestem i umiejscowić się na mapie. No i jeszcze wisienka dopełniającą cały ten torcik, a mianowicie świetne i mocno humorystyczne dialogi oraz analiza przyczyn i skutków ostatniej wojny światowej.
Podsumowując. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że Apokalipsa według Pana Jana to świetny kawałek literatury postapo, z akcją jak w dobrym sensacyjnym filmie, który pochłania się na jednym wdechu. Niektóre zaś pomysły zawarte w książce rozbudzają cały szereg przemyśleń i dają pewne pojęcie o mechanizmach władzy.
Gorąco polecam!
“nic co pachnie apokalipsą, nie jest mi obce”
To bierz się za Ucztę Wyobraźni – VanderMeera “Zrodzony”. Tylko to dość oryginalna postapokalipsa, uprzedzam, żeby nie było pretensji :D
Czeka sobie spokojnie na półce na swoją kolej. :D
Czytałam tę powieść kilka ładnych lat temu i przyznam, że mnie również porwała. W sumie była jedną z przyczyn, dla których zainteresowałam się postapokalipsą w kulturze popularnej :)
Nie dziwię się, bo książka jest bardzo fajnie i ciekawie napisana.
Na pewno mogę polecić “Metro 2033” i “Metro 2034”, kolejnej części nie czytałam jeszcze, więc nie wiem jak wypada. Podobała mi się też powieść “Miasto ślepców”, chociaż to nieco bardziej filozoficzna historia, nie naszpikowana pędzącą akcją. Polecam również “Łabędzi śpiew” McCammona, z nieco komediowym zacięciem, ale sensownie wypada też “Apokalipsa Z” Loureiro. Ciekawie wypada też “Blackout”, chociaż w tej książce nie chodzi o apokalipsę a kryzys spowodowany brakiem prądu. Mam nadzieję, że coś wybierzesz z mojej listy :)
Metra czytałam, do zainteresowania się więc pozostaje mi “Miasto ślepców”, “Łabędzi śpiew” i “Apokalipsa Z”.
Jeżeli chodzi o “Blackout”, to czytałam “Helisę” autora i byłam bardzo zawiedziona. Pomysł miał fajny, ale wykonanie było… Więc ten “Blackout” na razie obchodzę szerokim łukiem. ;) :D
To teraz zmartwiłaś mnie “Helisą”, bo też miałam apetyt na tę powieść. Na razie więc wstrzymam się z szukaniem tego tytułu.
Tematyka fajna, ale to nie był thriller. Wszystko od pierwszej do ostatniej strony było tak oczywiste, że w sumie mogłoby robić za dokument. ;) Do tego bardzo słabe dialogi.
Osobiście byłam bardo zawiedziona. Bo zajebisty temat został potraktowany nudnie. :/
To poważne minusy, w takim razie serio wstrzymam się z szukaniem książki. Ale coś mi świta, że mam też tego autora powieść “Zero”, czytałaś może?
Nie czytałam. Chciałam wyrwać określaną za najlepszą powieść “Blackout”, ale promka była na “Helisę”. Po niej nie zwracałam uwagi na ebookowe promki na książki autora.
Mocne słowa, duży zachwyt – brzmi jak jedna z lepszych wręcz postapo. A tu u mnie czekają książki z Metra tego Pana… :D
Emil, metro tego Pana bardzo dobre jest :)
Emilu – jest jedną z lepszych postapo jaką czytałam. Zaś co do Metro w wykonaniu autora (jest też u mnie na blogu już o nim kilka słów), to również muszka nie siada. :D
Ech… Refleksu to ja nie mam – chcę tę książkę przeczytać w zasadzie do momentu jej premiery, ale jakoś nasze drogi się nie zeszły. Choć, o ile pamięć mnie nie myli, czytałem “Ognie w ruinach”.
Refleks szachisty nie jest Ci zatem obcy. ;)