Smutne i siatkarskie podsumowanie miesiąca wrzesień 2018.
Podsumowanie miesiąca wrzesień 2018 będzie raczej nostalgiczne i smutne. Bo nie był to dla mnie dobry miesiąc. Nie pod względem książkowym, ale w sensie prywatywnym. Po prawie 18 latach (zabrakło zaledwie kilku dni) pożegnałam mojego najlepszego przyjaciela. I choć gdzieś tam z tyłu głowy od dłuższego czasu pojawiała się ta myśl, że ten dzień jest bliżej niż dalej, to jednak sama wiadomość wywołała ogromny smutek. Do tego w ciągu miesiąca pojawiło się jeszcze kilka, równie bolesnych wiadomości od znajomych i przyjaciół. Prawdę mówiąc, chciałam żeby ten miesiąc już po prostu się skończył.
Tu na scenę wkraczają moje miesięczne książkowe podboje. Żeby choć na chwilę zapomnieć i odciąć się od tych wszystkich wiadomości siadałam i czytałam lub ewentualnie grałam i słuchałam audiobooków.
Pogoda oczywiście też spisała się na medal. Od poniedziałku do piątku piękne słońce, a w weekend siarczyste ulewy. I mimo Siatkarskich Mistrzostw Świata, gdzie każdy mecz Polski musiał być porządnie przeze mnie odkibicowany (jakbyście nie wiedzieli, to obroniliśmy tytuł :D) przeczytałam/wysłuchałam szesnaście książek.
Całą resztę zobaczcie już cyferkowo. :)
Cyferkowo
- Ilość przeczytanych książek: 16
- Ilość przeczytanych stron: 6 700
Najlepsza przeczytana: Małe Licho Marta Kisiel; Pierwszy rok Rachel E. Carter;
Najsłabsza przeczytana: Rysa Igor Brejdygant;
Największe rozczarowanie: —————-
Wrzesień mogę śmiało nazwać polskim miesiącem, do tego panie również wyjątkowo dobrze się spisały. ;)
Kobiety 7 vs 9 Mężczyźni
Polska 9 vs 7 Świat
Jeżeli chodzi o pierwsze wydania książek, to podobnie jak w miesiącu poprzednim wyraźnie królowały książki wydane w latach 2010 – 2016.
Rok pierwszego wydania książki:
♠ do 6 miesięcy: 5 (książki, które przeczytałam do pół roku od premiery)
♠ 2017 – 2018: 1
♠ 2016 – 2010: 7
♠ 2009 – 2000: 2
♠ przed 2000: 1
Deszczowe weekendy przypomniały zaś o audiobookach. ;)
Rodzaj nośnika:
♣ książka: 7
♣ ebook: 6
♣ audiobook: 3
Serie
Jak już wspominałam w podsumowaniu sierpnia, zrobiłam mały remanent z seriami. ;) Dodatkowo w tym miesiącu rozpoczęłam trzy nowe cykle (dwa zakończone na chwilę obecną), a całkowicie zamknęłam tylko jeden (przynajmniej taką mam nadzieję ;)).
- Ilość czytanych cykli: 38;
w tym cykli które zakończyłam, ale będzie kontynuacja: 24; - Cykle, które odrzuciłam: 3 ;
- Zakończone cykle: 41.
Ilość książek, które wzbogaciły moją biblioteczkę: 33
- W tym:
- Zakupy własne: 26;
- Recenzenckie: 7;
- Inne: 0.
Na przestrzeni minionego roku wygląda to tak. ;)
Ech… przykro czyta się taki początek podsumowania. Marne to pocieszenie, ale doskonale wiem, co czujesz – dwa miesiące temu pożegnaliśmy Amber i ciężko jest do teraz :( Mimo że dany był nam prawie o połowę krótszy czas razem, niż Ty spędziłaś ze swoim przyjacielem, cholernie mocno jej brakuje. Trzymaj się :(
Czytałam o Amber i serce mi się krajało. :(
Ty też się trzymaj.
Przykro mi z powodu Twojego pieska. Co do statystyk- jak zawsze rewelacyjne (nie ukrywam, że na Twoje zestawienia czekam z taką niecierpliwością, jak na podsumowania Emila :P), świetny wynik jakościowy i liczbowy. Mi udało się przeczytać niecałe 3 książki w mijającym miesiącu ;).
Dziękuję.
Eksperci od tabelek Emil i ja na posterunku. ;)
Powiem Ci, żę bardzo dobrze CIę rozumiem, bo sam pożegnałem swojego psiaka, który właściwie był niby dla mnie, ale od początku to pupil mamy, który też z nią został jak się przeprowadziłem. 17 lat i w końcu nadszedł ten czas, niespodziewanie, ale się nie dało. Ból i strata ogromna. Niesamowicie pokochaliśmy tego psa i mimo, że to już ponad miesiąc to alej nie dociera. Mamy tyko ciągłe ma wyrzuty, że dała go skremować, a nie wzięła pochować na cmentarzu, co wg mnie niepotrzebne, bo dobrze zrobiła. No ale musi minąć trochę czasu. Jedno jest pewne: pies najlepszym przyjacielem i basta.
Bardzo dobrze zrobiła z tym oddaniem. Moi rodzice też myśleli żeby pochować, ale bardzo fajna pani weterynarz im to wytłumaczyła.
I oboje teraz potrzebujemy czasu, żeby się oswoić z tą myślą, że w domu brakuje jednego członka rodziny. 3-maj się cieplutko i uściski dla mamy, bo ona jak była z nim każdego dnia, to odczuwa tę stratę podwójnie.
No i oczywiście. Pies najlepszym przyjacielem. :D
To straszne jest jak tak dziwnie cicho jak się wchodzi do tego domu rodziców i nie wita Cię już przy podłodze taki czarny kundel. Albo jak nie przychodzi do pokoju, w którym przebywam, żeby sprawdzić, czy jestem. Ech… Dzięki. Przekażę. Ty też – i bliscy – się trzymajcie.
Mnie to czeka w ten weekend.:/
I dzięki.
Przesyłam szczere kondolencje! Wyobrażam sobie, że strata przyjaciela, z którym dzieliłaś życie od lat, to coś okropnego:( Mam nadzieję, że teraz biega gdzieś tam w psiej krainie wiecznych łowów i ugania się za smakowitą kością<3
Jak co miesiąc pełna jestem podziwu dla ilości przeczytanych książek i jak co miesiąc zachwycam się tymi wszystkimi grafami i wykresami:)
Dziękuję i również mam nadzieję, że teraz tam w psiej krainie wykańcza kogoś, komu cały dzień każe zarzucać swoją ulubioną piłeczkę. ;) :D
Meh, ja się szczerze mówiąc boję, że najbardziej mój z moich psów też niedługo odejdzie. Nie ma mnie teraz w domu rodzinnym, więc nasz kontakt jest ograniczony, ale to straszne, jak w ciągu roku się zestarzała. Niby 10 lat to nie aż tak dużo dla psa, ale to owczarek niemiecki, one mają tendencje dość szybko podupadać na zdrowiu. I niby wszystko jest OK, biega i bawi się jak zawsze to jednak zaczyna głuchnąć, nie reaguje już tak szybko jak ledwie rok temu. Na całe szczęście zawsze miała pilnowaną wagę, więc z jej stawami wszystko gra – na pewno nigdy samodzielnie nie zdecyduje się na psa tej rasy z linii wystawowej, bo to, co się z nimi dzieje jest straszne. ;/
Co do ilości książek – ja naprawdę nie wiem, jak wszyscy to robią, że mają je w takiej ilości. Nie powstrzymuje się szczególnie z zakupami, ale kurczę no. 30 nowych książek w ciągu miesiąca to ja nigdy nie miałam. I nie wiem, czy się cieszyć, czy zazdrościć. XD
Mnie też nie ma w domu rodzinnym, a rodzice mimo, iż pies był mój, absolutnie nie chcieli go oddać (no chyba, że narozrabiał to wtedy było “przyjedź po swojego psa” :D). U mnie to nazwijmy “spowolnienie” zaczęło się stosunkowo dość późno, bo koło marca/kwietnia tego roku. Owszem wcześniej miewał dni, ale były to tylko pojedyncze epizody. Niestety jeżeli chodzi o owczarki, te wystawowe to niestety 10 lat do dobry wiek, ale nie zazdroszczę Ci tego patrzenia jak pies powoli “spowalnia” i “przygasa”. :/
Co do ilości książek. U mnie to efekt “będę dopiero za miesiąc to muszę kupić” + ślubny “weź mi te pozycje”. I tak się to jakoś wszystko nakręca, a później robią się z tego jakieś abstrakcyjne stosy. ;)
Pocieszam się tym, że z cockerami cały czas bawi się jak szczeniak. Mamy jedną 9,5 miesięczną dziewczynkę, która bezustannie do niej podskakuje, więc zwykle kończy się tym, że trzeba je rozdzielać. Charmie leży pod nogami Yory (zwykle na plecach), a ta zaczepia ją łapą i czasem przypadkiem depcze, więc mogłoby się to źle skończyć. XD Z resztą dlatego owczarek i cockery są osobno, gdy nikogo wokół nie ma: raz się zdarzyło, że jedna z dziewczyn miała dziurę w głowie (centralnie na środku, ranka do szycia, bo głęboka) od kła Yorry. Innym razem skończyło się gorzej: głupia laska zaczęła dorastać i się stawiać, a nikogo obok nie było… dwie kości miała złamane. Od tamtego czasu nie ma opcji, by razem biegały i wiem, że rodzice nie chcą kolejnego dużego psa. Może i pilnuje placu, ale jednak przy takiej sforze to raczej zły pomysł (Yorra jest bardzo posłuszna na co dzień, ale o młodym psie nie można byłoby tego powiedzieć).
Ja zaś jestem w pewnym sensie minimalistką chyba. To znaczy niby nie robię tego umyślnie, ale jak spojrzysz na moje rzeczy to ja po prostu mam bardzo mało rzeczy na zapas. XD Kosmetyki – tylko tyle, ile zużyje (dotyczy i kolorówki, i pielęgnacji), rzeczy w lodówce – tylko tyle, ile zjem, książki – tylko tyle, ile dam radę przeczytać. Jak mam za dużo to po prostu przestaje kupować dopóki mi czegoś nie braknie i robię to zupełnie naturalnie, bez powstrzymywania się.
No tak, Yorra jak machnie łapą to cocker może dobrych kilka metrów się przeturlać.
I tak jak piszesz Yorra może byś spokojna, ale jak przyjdzie taki “zaczepnik”, to i najbardziej ułożony pies nie wytrzyma.
Ja pamiętam na osiedlu mieliśmy pitbula – suczkę. Przylepa straszna i uwielbiała się bawić z moich Arnim jak był szczeniakiem. Raz byliśmy na spacerze i podbiegł do niej jamnik. Podskakiwał, ta się od niego obracała i odchodziła, aż do momentu gdy ten zaczął ją gryźć po nogach. Właściciel miał Balbinę na smyczy i mówi do właściciela tego jamnika żeby go zapiął i zabrał. Ten się tylko śmiał pod nosem. I wtedy Bal chwyciła tego jamnika dokładnie w połowie, potrzepała nim w powietrzu i rzuciła. Pech chciał,że staliśmy przy schodach i ten jamnik poleciał jeszcze z tych schodów w dół. Nie było co zbierać.
Co do zapasów, to jedynie co “magazynuję” na zaś to książki. Kosmetyki podobnie jak Ty. Dopiero jak się kończy kupuję. Jedzenie (poza makaronami, kaszami…) dokładnie “wyliczone”. Nawet ślubny się śmieje, że ciuchów czy butów nie mam jak każda baba. Kupuję dopiero jak mi się “kończą”. xD
W sumie to w tym roku rodzice mieli z nią niezłą “jazdę”. Mieliśmy 5 owieczek. Yorra mogła do nich wchodzić, bo w sumie poza tym, że je przegoniła to nic się nie działo: one się jej nie bały, piesęł nawet po pyskach je lizał. Tyle tylko, że Yorra chyba nie zaczaiła do końca, że to inny gatunek, więc jak barany zaczęły dorastać i jeden z nich zaczął ją irytować… Skończyło się tym, że owce są cztery. Więc w sumie nie dotyczy to tylko psów, przynajmniej w jej przypadku. Cóż, człowiek jest mądry po szkodzie.
A ludzie niestety często mają nie po kolei w głowie. :c Znajoma ma małego piesła, który uważa się za wielkoluda i lubi zaczepiać: nie jest agresywny, ale za to bardzo pewny siebie i nie każdemu psu to pasuje. Na spacerach odgania ludzi z psami już z daleka, bo ci od ręki chcą podchodzić ze swoimi, często większymi zwierzakami, bo po prostu ludzie ciągną do niej “na siłę” (jej psiak jak tylko kogoś widzi od razu jest radosny, ciągnie do wszystkich i wszystkiego). A naprawdę wiele psów temu maluchowi się odgryza. To samo dotyczy dzieci – matki wręcz czasem zachęcają do podchodzenia do niego, a ten głupek zaraz przecież na dziecko wskoczy i jeszcze zacznie szarpać ubranie, bo fajna zabawa. Przy spanielach, które są raczej miśkowate mogę pozwolić dziecku podejść, ale ludzie, nie do teriera. To są specyficzne zwierzaki.
Małe psiaki mają to do siebie, że uważają się za wielkoludów. ;)
A ludzie czasem powinni się zastanowić szczególnie z dziećmi. Często podchodzą do psa, pchają łapy (bo mały), a te małe potrafią nieźle potargać “majtaski” najmłodszych. Mój to była również przylepa, jedynym zagrożeniem z jego strony było to, że mógł zalizać na śmierć i nakazywać ciągłe drapanie za uchem. Ale podbiegające do niego dzieci, czy nawet dorośli nie pytający “czy można pogłaskać…” strasznie mnie irytowali.