Baba o Zonie, czyli Bagno szaleńców Joanny Kanickiej.
Joanna Kanicka, studentka kierunku kultura i praktyka tekstu jest pierwszą kobietą, w zdominowanym przez mężczyzn Uniwersum S.T.A.L.K.E.R. Jak poradziła sobie w tym twardym, nieznającym litości świecie po drugiej stronie Kordonu? Czy Bagno szaleńców sprosta wymaganiom czytelników?
Zielony, Łazik i snajper Dyszka.
Kosa wkroczył do Zony. Chce odnaleźć „skarb”, który ponoć pozostawił jego krewny w Dolinie Mroku. Dzięki zrządzeniu losu i „latającym” artefaktom trafia na Zielonego i Łazika. Ci postanawiają pomóc świeżakowi, a do ekipy dołącza również snajper Dyszka. Ten poza przygodą i wzbogaceniem kabzy dopatruje się w wyprawie również szansy na odnalezienie bandytów, którzy prawie pozbawili go życia i ukradli jego własność.
Ekipa wyrusza przed siebie, a że Kosa do cierpliwych nie należy, a Zona rządzi się swoimi prawami, lekko nie ma. Do tego dochodzą standardowe atrakcje takie jak bandyci, anomalie, emisje, mutanty i kuszące swoim blaskiem artefakty. Czy zebranej na prędko ekipie uda się dotrzeć w komplecie do Doliny Mroku?
Miękko…
Czytając książkę miałam wrażenie, że jest za „miękko”. Na każdym kroku dało się odczuć, że język którym posługuje się autorka jest mocno ugrzeczniony. Nie chodzi o to, że bohaterowie mieli „rzucać mięchem” na prawo i lewo, ale język też musi trochę pasować do sytuacji, a „jejkujący” faceci po drugiej stronie kordonu jakoś nie mieszczą się granicach mojego pojmowania. ;)
Fabuła.
Pomijając miękkość języka i bardziej niż irytujące „jejkowanie” pomysł na fabułę i jej przeprowadzenie oceniam pozytywnie. Fabuła była bowiem nie tylko w porządku, ale zawierała wszystko to, czego oczekujemy po książkach umieszczonych w tym uniwersum. Były mutasy, wszędobylskie anomalie, które nie jednemu zrobiły „kuku”. Pojawiło się też kilka znanych artefaktów, nieodzownych bandytów i przedzieranie powolutku przez Zonę.
Jeżeli chodzi zaś o samych bohaterów. To podobała mi się ich kreacja i różnorodność. Na czoło nie wybijała się jedna „dopracowana” jednostka, ale każdy miał swój charakterek, motywację i pomysł na życie. I tu niestety muszę powrócić do języka. W tej materii bohaterowie stracili sporo. Do tego mieli jeszcze tendencję do tłumaczenia się, a to już bardzo zaczęło razić mnie w oczęta. Bo dla mnie Stalker to taki twardziel, który „mutasom się nie kłania”. Nie mówiąc już o kolegach po fachu. Prędzej zaserwuje wobec takowego profilaktyczną plombę w zęby niż będzie mu tłumaczył dlaczego tu się znalazł, po co tam idzie…
Jejku i jak ja mam tę książkę podsumować. ;) Zachowam się chyba jak na babę przystało i napiszę, że nie wiem. Bo z jednej strony fajna historia, ciekawi bohaterowie i pomykające to tu, to tam mutanty. Z drugiej zaś miałam momentami wrażenie, że ja wcale nie znajduję się po drugiej stronie kordonu, a wybrałam się na wycieczkę krajoznawczą po okolicy. Wszystko przez tę wszędobylską „miękkość”.
Żeby się jednak przekonać, czy taka Zona Wam odpowiada, będziecie musieli po Bagno szaleńców sięgnąć sami. Ja zaś mocno kibicuję autorce, bo widać, że czuje się dobrze po drugiej stronie kordonu, tylko musi dorzucić na warsztat trochę „szorstkości”. ;)
No Comment! Be the first one.