Henry Palace na emeryturze i Opuszczone miasto Ben H. Winters.
Pierwsza odsłona trylogii kryminalnej z Henry Palace’em w tle nie wywarła na mnie może jakiegoś wielkiego wrażenia pod względem kryminalnym, ale za to zmusiła do wielu przemyśleń dotyczących własnego zachowania w obliczu zbliżającego się końca świata. Dodatkowo sam bohater był tym, czego potrzebowałam. ;) Normalny policjant bez nałogów, płaczków na końcu nosa z powodu (niepotrzebne skreślić) nieudanej miłości/za słonej zupy/ problemów rodzinnych… Dlatego też postanowiłam dotrwać z Henrym do końca jego świata i sięgnęłam po kolejną odsłonę cyklu pod tytułem Opuszczone miasto.
Do końca świata pozostało jeszcze 77 dni!
Świat się kończy, zapasy się kończą, a liczni imigranci próbują przybić do brzegów USA, by mieć, choć namiastkę szansy na przeżycie po uderzeniu asteroidy. Oczywiście tam, gdzie kończy się nadzieja, pojawiają się szarlatani próbujący sprzedać szczęście oraz ocalenie w podobno istniejących schronach. Na ulicach swe rządy rozpoczynają strach i bezprawie.
Oddział, w którym pracował Henry, został rozwiązany i ten został zmuszony do odejścia na wcześniejszą emeryturę. Palace od tego momentu popadł w pewną rutynę (spotkanie z przyjaciółmi, pomoc dzieciom), z której wytrąca go dawna znajoma. Jej mąż zaginął i Henry jest dla niej ostatnią deską ratunku. Mimo setki wątpliwości Henry postanawia nie poddawać się marazmowi i podjąć się poszukiwań. Tylko czy mają one jeszcze jakiś sens?
Niebieski zeszyt.
Ponownie nie będę skupiać się na zagadce kryminalnej, która była dla mnie tłem do całej sytuacji i gamy ludzkich zachowań. Nadmienię może tylko, że w stosunku do poprzedniego tomu była nieco bardziej skomplikowana i miała kilka niezwykle ciekawych zwrotów akcji.
Wracając więc do ludzi, którzy są dla mnie clue tej książki, to muszę przyznać, iż nadal jestem w pełni ukontentowana. Na pierwszym miejscu oczywiście postawą głównego bohatera, który mimo sytuacji i tego, co spotkało go w „poprzednim odcinku”, nadal nie poddaje się marazmowi. Ze swoim niebieskim zeszytem stara się być użyteczny, chce podarować choć trochę nadziei byłej znajomej, bo wie jak ona jest potrzebna. Z drugiej strony bardzo mocno stąpa po ziemi, co jest widoczne w jego kontaktach z siostrą.
Człowiek z misją.
Pozostałe ukazujące się w książce osoby również bardzo fajnie wkomponowują się w sytuację w świecie z „dokładnie określoną datą ważności”. Mamy więc typowych szabrowników, ludzi interesu, ludzi poszukujących dobrego słowa, szukających nadziei… Jednak mi najbardziej podobała się kreacja zaginionego męża, który „wywiązał się” ze swoich obowiązków i znalazł w tym panującym szaleństwie swój cel. Wręcz można powiedzieć misję, którą nawet kosztem własnego życia postanowił wypełnić.
Podsumowując. Opuszczone miasto Ben H. Winters’a to nie jest jakieś wybitne dzieło, ale fajnie napisany czarny kryminał, który poza zagadką daje sporo miejsca na przemyślenia o ludziach i ich zachowaniach w obliczu nieuniknionego. Jeżeli macie więc ochotę na taki rodzaj lektury, to polecam, a sama już z niecierpliwością oczekuję wielkiego finału. :)
Aż się dziwie, że nie słyszałam o tym cyklu ;). Coś czuje, że jako całokształt książka może mi się spodobać :P, szczególnie, że ostatnio po serii zawodów w pełni przerzuciłam się na stare dobre thrillery i kryminały.
Ta książka prawie nie miała promocji, więc się nie dziwię, że jej nie zauważyłaś. Ja “wpadłam” na nią u Katarzyny z Kącika z książką i mnie zainteresowała. Ponieważ cena ebooka była bardziej niż niska postanowiłam spróbować od razu i jestem bardzo zadowolona. Bo to coś innego, coś wyłamującego się ze schematu, coś z normalnym bohaterem. ;) :D
Na szczęście książka nie musi być wybitna, żeby sprawić sporo radości i umilić parę godzin nad nią spędzonych. A jeszcze gdy można się przy niej zamyślić i pozastanawiać, to już w ogóle jest dobrze:)
Dokładnie, ta książka “kupuje” pomysłem i czasem właśnie to wystarczy żeby sięgnąć po kolejne odsłony cyklu. :)