Liczne Aspekty, czyli Legion Brandona Sandersona.
Upały w sierpniu dość porządnie mi dopiekły. Jako, że nie lubię leżeć bezczynnie na hamaku, to w przypływach natchnienia spoglądałam w kierunku regału i starałam się wybierać z niego te pozycje, które wydawały się lekkie (zarówno objętościowo jak i jakościowo ;)). No i tak moje oczy zatrzymały się na półce „Sandersonowej rozpusty”, gdzie stał niewinnie wyglądający Legion.
Szalone halucynacje.
Stephen Leeds jest detektywem i geniuszem, a w oczach ludzi szaleńcem. Wszystko przez niesamowitą zdolność opanowywania umiejętności wszelakich i wręcz natychmiastowego przyswajania wiedzy. Wiedzy, która powoli przerosła najśmielsze oczekiwania jego umysłu. Dlatego ten, by poradzić sobie z natłokiem informacji, zaczął tworzyć aspekty. Takich wyimaginowanych „przyjaciół”, którzy są odpowiedzialni za konkretną umiejętność czy dziedzinę wiedzy.
Stephen doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że jego aspekty nie istnieją. Jednak nie zmienia to faktu, że traktuje je jak współtowarzyszy. Zamawia im jedzenie w restauracji, otwiera drzwi do samochodu czy też przydziela pokoje w rezydencji. Ceną za ten „wikt i opierunek”, jaką muszą zapłacić jego towarzysze, jest oczywiście pełne doradztwo i uczestniczenie w roli ekspertów podczas prowadzonych przez detektywa śledztw. Takich choćby jak sprawy zaginionego aparatu, robiącego zdjęcia wydarzeń z przeszłości czy zaginionego ciała, które skrywa wiele tajemnic.
Geniusz.
Będzie krótko, bo też i dwie zaprezentowane przez Sandersona powieści zaliczyć raczej należy do wersji mini. ;)
Pomysł na osobę głównego bohatera i jego „problem”, choć może raczej szczególny dar od samego początku wydał mi się bardzo intrygujący. Szczególnie jeżeli chodzi o aspekt psychologiczny „ogarnięcia” geniuszu, gdzie głowa postanawia wziąć sprawy „w swoje ręce” i uporządkować umiejętności oraz wiedzę poprzez aspekty. Oczywiście odbywa się to przy pełnej świadomości zainteresowanego — w końcu jest geniuszem. ;)
Otoczenie często spogląda na niego jak na szaleńca czy innego dziwaka, ale on nie zwraca uwagi na te uszczypliwości (bo w końcu jest geniuszem i ma to hmm… W nosie ;)). W tym miejscu przychodzi moment na przemyślenia dotyczące ludzi ponadprzeciętnych, którzy w opinii otoczenia są często swoistymi dziwakami przywiązanymi do pewnych rodzajów zachowań czy też zwyczajów. I od razy rodzi się też pytanie, czy przypadkiem geniusze tymi fiksacjami nie próbują poradzić sobie z natłokiem informacji w głowie?
Mini-powieści.
Jeżeli chodzi zaś o same powiastki, to tu w mojej ocenie autor się trochę nie popisał. Miałam wręcz wrażenie, że ma „tysiąc pomysłów na minutę”, tylko trochę nie potrafi ogarnąć ich w tak krótką formę. Może gdyby mini-powieści przekształcić w pełnoprawną książkę, mógłby rozwinąć skrzydła i zaserwować nam niezwykle smakowite danie. ;)
Podsumowując. Miałam się nie rozpisywać, więc już tylko dwa słowa. ;) Legion Brandona Sandersona czyta się lekko, jest sporo dobrego humoru, bohaterowie wymiatają i tylko wyobraźnia autora „nie upchnęła się” na tak małej liczbie stron. Liczę jednak na to, że Stephen i jego aspekty dostaną jeszcze szansę w przyszłości, a ja będę mogła przeczytać pełnoprawną powieść, w której Legion odegra pierwsze skrzypce.
O książce możecie również przeczytać na blogach:
Cząstka mnie;
Kot w Bookach;
Projekt książka;
Świat fantasy;
Wiedźmowa głowologia;
Ale idziesz z tym Sandersonem :) U mnie przestój, Dawca przysięgi od dawna czeka na półce, ale jakoś nie mogę się za niego zabrać…
Miałam w planie mały odwyk, ale przy tych upałach szukałam jakiś “cieniasków”, żeby nie leżeć plackiem bezczynnie i tak jakoś wyszło.
Myślę jednak, że teraz na chwilę pozwolę Sandersonowi “pomieszkać” bez czytania. :P
Aż wstyd przyznać, ale jeszcze ani “Legionu”, ani sprzedawanego z nim w pakiecie “Idealnego stanu”, nie przeczytałem… Ale kiedyś czytałem opowiadanie Sandersona “Nienawidzę smoków” w Nowej Fantastyce i było zupełnie przyzwoite.
A takie to malizny i można je “pochłonąć” w jedno popołudnie. ;)
Jak “Nienawidzę…” było przyzwoite, to teraz już koniecznie musisz przeczytać “Legion” i “Stan…”
Nie mogę powiedzieć, żebym miała podobne do Ciebie odczucia o tym, że za dużo treści chciał Sanderson ująć w za krótką formę, ale to może dlatego, że zakładam, że autor nie wytrzyma i rozbuduje historię Stephena w grube tomiszcze;P Takie to mam do niego zaufanie, hehe.
A na najnowszą odsłonę, której premiera już całkiem niedługo, nie mogę się doczekać!:)
Patrząc na ilość pomysłów autora i rozpoczętych cykli, to właśnie się trochę obawiam, że Stephen nie dostanie swojej drugiej szansy. :/
Musi dostać! Będę pisać petycje;)
Podpiszę. ;) :D
Szkoda trochę, że za dużo w tym wszystkiego… Generalnie bardzo sobie cenię krótkie formy Sandersona (Dusza cesarza to nadal moja ulubiona pozycja tego autora) i na Legion też zerkałam ze sporą nadzieją, a teraz troszkę boję się chaosu. Ale przeczytam i tak ;)
Jak jest Legion to musi być dużo. ;)
Przeczytaj, może moje wrażenie “nadmiaru” było mylne i Ty nie zauważysz chaosu. :D