Kamienne niebo, czyli pożegnanie z cyklem Pęknięta Ziemia Nory K. Jemisin.
Cykl Pęknięta Ziemia oczarował mnie fenomenalnie skrojonym światem i dość nieszablonowym podejściem do tematyki postapokaliptycznej. I chociaż druga odsłona cyklu była dobrą kontynuacją, w mojej ocenie przyniosła pewien niedosyt. Ba, miałam wręcz wrażenie, iż dopadł ją syndrom drugiego tomu. Jak na tle swojej poprzedniczki wypadanie wieńczące całą serię Kamienne niebo?
Dwa lata…
Alabaster nie żyje. Castrima zniszczona, choć dzięki Essun i mocy, którą przejęła po zabiciu Alabastra udało się ocalić mieszkańców. Cena tego czynu jednak jest dość wysoka. Essun jako najpotężniejszy górotwór zmienia się powoli w kamień. Zanim jednak dopadnie ją przeznaczenie chce odnaleźć córkę i ocalić świat.
Było ciężko…
Muszę przyznać, iż tę odsłonę cyklu najzwyczajniej w świecie „przemęczyłam”. Kilka razy stojąc w korku, nie byłam w stanie czytać i przepinałam się na audiobooka, żeby nie zasnąć.
Dobijało mnie tempo akcji związane z osobą Essun, która jak żuk gnojnik „toczy” w kółko swoje rozważania. Niby to nie użalała się nad sobą – a jednak, no i jeszcze to ciągłe gdybanie na temat Lerny. Czytając te partie czułam, że się „wypinam” i odpływam myślami gdzie indziej.
Trochę lepiej na tym tle wypada Nassun, która jak na dziesięciolatkę przeżyła wiele. Zawiedziona postawą dorosłych ufa obecnie tylko Shaffie. Czuje w sobie wielką moc i chce coś zmienić, coś zakończyć.
Jeżeli chodzi zaś o sam trzon fabuły, to było bardzo spójnie i w końcu mogliśmy poznać genezę górotwórstwa, Stróży czy też Zjadaczy kamieni.
I w sumie ten wątek prowadzony przez Hoę, opowiadający o pochodzeniu swojej rasy, wplatający kilka słów o mieście Syl Anagist z którego wywodzą się obeliski ratował tę książkę.
Podsumowując. Kamienne niebo Nory K. Jesmin mnie wymęczyło. Autorka nie potrafiła skupić mojej uwagi na tym co czytam. Przez większość książki miałam wrażenie, że nic absolutnie się nie dzieje. Nie odczuwałam żadnych emocji – no może poza znużeniem i wyczerpaniem. Essun sobie wędruje i użala się nad sobą, umierają kolejni ludzie i w sumie umierają. Nassun przechodzi bunt – no i ok. Jedynie Hoa był dla mnie takim małym światełkiem, które przeprowadziło mnie przez książkę.
20 komentarzy
Zarzyczka
28 maja 2018 at 21:03To kolejna niepochlebna opinia, jaką czytam i chyba sobie odpuszczę zakończenie tej trylogii.
Sylwka
29 maja 2018 at 20:20Jeżeli chcesz się dowiedzieć genezy, to warto. Natomiast jeżeli chodzi o wykonanie, to nie warto.
Zarzyczka
29 maja 2018 at 21:57To mi zabiłaś ćwieka ;) Chcę poznać genezę, ale jak to kiepskie, to nie chce mi się czytać.
Sylwka
30 maja 2018 at 19:42Jeżeli chodzi o “zabijanie ćwieka” – zawsze do usług. ;) Co zaś do książki… Ciężko mi powiedzieć dobre słowo, bo ja się przy niej męczyłam i Tobie tego nie życzę. Choć zawsze jest możliwość, że zareagujesz inaczej. :D
Zarzyczka
30 maja 2018 at 21:16Sądząc po wcześniejszych recenzjach mamy podobny gust, więc nie spodziewam się szału. Zwłaszcza, że podobnie jak ty, zauważyłam zniżkę formy w drugim tomie. Jak sama wpadnie mi w ręce to może przeczytam, ale nie palę się do tego pomysłu ;)
Sylwka
31 maja 2018 at 08:55Też mam parę takich książek, że wypadałoby skończyć serię, ale po opiniach jakoś mi się do tego nie pali. ;) :D
Piotr
29 maja 2018 at 06:21Zupełnie nie moja bajka.
Sylwka
29 maja 2018 at 20:22Chodzi o tematykę, czy bardziej o gatunek?
Kirima
29 maja 2018 at 19:40Czyli w całości się zgadzamy co do opinii o Kamiennym Niebie. Szkoda, taka fajna seria. :(
Sylwka
29 maja 2018 at 20:26Strasznie mi szkoda tego wykonania, bo sam trzon historii miał dla mnie logiczny sens i po części mi się spodobał.
Jednak jeżeli coś czyta się źle, to nawet sam genialny pomysł ginie gdzieś w tym, że po prostu nie możesz przez tę książkę przebrnąć.
Jest mi tak żal tej serii i tego zmarnowanego pomysłu. :(
Kirima
29 maja 2018 at 20:30No dokładnie tak. Niby wszystko dokładnie i do końca wyjaśniła, nie ma niedopowiedzeń, wszystko ma ręce i nogi, a jednak… taka totalnie bez serca była ta książka, po prostu mechanicznie i skrupulatnie zamykaliśmy serię. Ech. :(
Sylwka
29 maja 2018 at 20:55Dokładnie. Zabrakło tego “czegoś” i zamiast utrzymania czytelnika, autorka jakby odhaczała punkciki na liście. :(
Kinga
30 maja 2018 at 00:05Czytałam dwie książki autorki,tę mam w planach :)
Sylwka
30 maja 2018 at 19:44Mam nadzieję, że będziesz z niej bardziej zadowolona niż ja. :)
Ewelina - Gry w Bibliotece
1 czerwca 2018 at 09:58O kurczę, a ja tę serię cały czas mam w planach, zwłaszcza że recenzje wcześniejszych tomów były niesamowicie pozytywne. Niedobrze, że aż tak Ci się nie podobało… chyba na razie odpuszczę lekturę, jest więcej naglących pozycji, żeby tak ryzykować :(
Sylwka
1 czerwca 2018 at 10:17Dla mnie w drugim tomie już była odczuwalne “obniżenie lotów”, ale zrzuciłam to wszystko na karb sławetnej “klątwy drugiego tomu”.
Zaczekaj, odłóż na chwilę, niech Ci recenzję z głowy wywietrzeją, a nóż Tobie będzie się podobać. :D
magdalemko
2 czerwca 2018 at 01:04A myślałam, że tylko mnie ta część przeżuła, wypluła i podeptała… Według mnie ta część jest najsłabsza z całej serii. Napisana jakby na kolanie, z konieczności, bo trzeba pozamykać wątki i wyjaśnić to i owo, a wydawca stoi nad głową i niecierpliwie tupie nóżką…
Sylwka
2 czerwca 2018 at 10:49Bez wątpienia jest to najgorsza część cyklu i też mam wrażenie, że trochę pisana dla zamknięcia historii i wątków. Takie swoiste, był plan w konspekcie to jedziemy. A że książka nie ma serca i tempa jest nieważne. Liczy się tylko to, że cykl został zamknięty.
Anna
3 czerwca 2018 at 09:34To, co opowiedziałaś mi podczas naszego spotkania i teraz ta recenzja utwierdziły mnie w przekonaniu, że jednak nie sięgnę po ten cykl, nawet mimo świetnego początku. Czytać po to, żeby zakończyć przygodę z serią zawodem to nie jest to, co tygryski lubią najbardziej^^;
Sylwka
3 czerwca 2018 at 18:35W sumie jakbym wiedziała, że ta seria będzie miała takie zakończenie, to też bym po nią nie sięgnęła.