Koralina Neli Gaiman

Koralina Neil GaimanKorytarz, lustro i guziki czyli Koralina Neila Gaimana.

Bardzo lubię twórczość Neila Gaimana (no może poza Amerykańskimi bogami). Szczególnie bliskie mojemu sercu stały się Nigdziebądź i Gwiezdny pył. Ostatnio nie miałam jednak okazji czytać zbyt wiele książek spod pióra autora (te muchy w nosie na nowe wydanie ;)). Czas nadrobić zaległości, a Koralina jest do tego doskonałym pretekstem.

Czternaste drzwi.

Koralina jest niezwykle rezolutną dziewczynką i do tego najprawdziwszym w świecie odkrywcą. Więc jak się można było spodziewać, tuż po przeprowadzce wraz z rodzicami do nowego mieszkania postanowiła „zbadać” dom i jego okolicę. Oprócz studni, do której stanowczo zakazano jej się zbliżać, najbardziej zainteresowały ją czternaste, zamknięte na klucz drzwi, za którymi znajduje się tylko ściana z cegieł.

Pewnego dnia Koralina postanawia ponownie otworzyć tajemnicze drzwi. Ku jej całkowitemu zaskoczeniu zamiast cegieł za drzwiami dostrzega tajemnicze przejście do drugiego domu.  Domu, który na pierwszy rzut oka wygląda dokładnie jak ten, w którym zamieszkała z rodzicami. W dodatku są tam też „rodzice”, super zabawki, a na obiad same smakołyki. Wszystko wydaje się takie idealne, ale czy jest takie w rzeczywistości?

Po drugiej stronie drzwi.

Koralina Neil GaimanTrzymając w rękach Koralinę nie sposób nie wspomnieć o Alicji w Krainie czarów. Obie bohaterki otworzyły drzwi do innego świata, obie przeżyły chwile grozy i obie mogły pochwalić się „posiadaniem” kota. ;)

Pomysłowo wykreowany świat, do którego wkroczyła Koralina, z jednej strony jest niezwykły, wręcz baśniowy, a z drugiej karykaturalne postacie drugiej matki i ojca z czarnymi guzikami zamiast oczu przerażają. No i jeszcze te zagubione duszyczki wprost z lustra…

Co jednak najbardziej zwróciło moją uwagę w książce, to smutna prawda o wielu współczesnych rodzinach. Dzieci mają wszystko to, o czym zamarzą, jednak najbardziej brakuje im rodziców. Ci, choć czasem całe dnie spędzają z nimi pod jednym dachem, nie dostrzegają ich. Wciąż są obok wpatrzeni w monitory komputerów, telefony komórkowe czy telewizory. Więcej uwagi poświęcają im babcie, dziadkowie czy też przyszywane ciotki. A dzieci te duże czy małe potrzebują atencji, zaakceptowania i miłości.

Podsumowując. Koralina Neila Gaimana to świetna książka z przesłaniem dla dużych i małych. Gorąco polecam!

O książce możecie również przeczytać na blogach:
Kącik z książką;
Książka od kuchni;
Magiczny świat książki i nie tylko;
Misie czytanie podoba;
Świat bibliofila;
Wiedźmowa głowologia;
Złodziejka książek.

20 komentarzy

  • Dominika S.

    12 kwietnia 2018 at 07:02

    Oglądałam film na podstawie książki i z tego, co pamiętam, podobał mi się. Może więc czas na porównanie wrażeń i sięgnięcie po pierwowzór. Ostatnio ciągnie mnie do twórczości Gaimana, mimo że dotąd omijałam jego powieści.

    Odpowiedz
  • Wiedźma

    12 kwietnia 2018 at 23:03

    O, to ja mam podobnie z Gaimanem! Im więcej jego książek poznaję, tym mniej podobają mi się Amerykańscy bogowie, którzy teoretycznie powinni być mi najbliżsi ze względu na mitologiczną tematykę, którą uwielbiam. Myślę, że powinnam sobie odświeżyć Nigdziebądź i Gwiezdny pył, bo podejrzewam, że teraz bardziej by mi się spodobały (czytałam je, gdy jeszcze twierdziłam, że nie lubię Gaimana, a i tak mi się podobały :D). Osobiście uwielbiam też Księgę cmentarną i Chłopaków Anansiego. Koralina jest gdzieś dalej w tym zestawieniu, może dlatego, że bardziej podobała mi się ekranizacja. Mam wrażenie, że uzupełniła tę historię i ją uplastyczniła. Ale zgadzam się, że przesłanie jest istotne i bardzo smutne, bo tak prawdziwe.

    Odpowiedz
    • Sylwka

      14 kwietnia 2018 at 10:53

      I właśnie z tymi “Amerykańskimi…” to jest dziwne. Książka jest chyba najbardziej zachwalaną ze wszystkich Gaimanowych, a jak widać nie wszystkim “podchodzi”. “Chłopaków…” też lubię, będę odświeżać niebawem w nowym, pięknym wydaniu. “Księgi…” jeszcze nie miałam okazji przeczytać, ale z opinii, które miałam okazję czytać wydaje mi się, że będzie w czołówce moich ulubionych książek autora. :D

      Odpowiedz
  • Ania

    14 kwietnia 2018 at 18:51

    Oj, średnio się z panem Gaimanem lubię, ale po “Koralinę” chcę sięgnąć, bo film mi się podobał i jestem pewna, że i w wersji oryginalnej, książkowej historia Koralinki mnie uwiedzie.

    Odpowiedz
    • Sylwka

      21 kwietnia 2018 at 16:33

      Trochę dodatkowych zachwytów nie zaszkodzi. ;)
      Zaś co do autora, to jest on wart poświęconemu mu czasowi. Więc jak będziesz mieć okazję koniecznie się zapoznaj. :)

      Odpowiedz
  • Kirima

    20 kwietnia 2018 at 21:27

    Huh, a wszyscy tak zachwalają tych Amerykańskich bogów. Nie czytałam ich jeszcze, zostawiam sobie na koniec. Z Gaimana do tej pory najbardziej podobał mi się Nigdziebądź i przeurocza Księga Cmentarna. Gwiezdny pył znam tylko z cudnej ekranizacji. :D Koralina w rankingu Gaimana jest u mnie na końcu, chociaż i tak bardzo mi się podobała, zwłaszcza pomysł. I zgadzam się co do akapitu o rodzicach. :)

    Odpowiedz
    • Sylwka

      21 kwietnia 2018 at 16:36

      Ja i Wiedźma nie z “Amerykańskimi…” nie mamy po drodze, więc chyba jednak nie wszyscy. ;)
      Co do wymienionych przez Ciebie książek, to nie czytałam tylko “… cmentarnej”, ale mam w planie to nadrobić. “Koralnia” zaś dla mnie to trochę inna Gaimanowa szufladka. Więc do tych powyższych nie śmiem jej nawet przyrównywać.

      Odpowiedz
      • Kirima

        23 kwietnia 2018 at 08:50

        Właśnie widzę, że jednak nie wszyscy, bo Wam nie podeszło. ;) Dla mnie “Koralina” to też w sumie inna szufladka, ta bardziej dla dzieci, więc również traktuje ją trochę inaczej, ale jakby tak popatrzeć na całość twórczości, którą już znam, to jest na końcu. Co jest trochę zabawne, bo od niej zaczynałam. :)

        Odpowiedz
  • Ewa Mroczkowska

    23 kwietnia 2018 at 22:28

    Ja mam jakiś wewnętrzny problem z Koraliną. Niby tak – to Gaiman, jedan z moich ulubieńców. Ale … właśnie to ale. Uwielbiam inne jego książki, również najbardziej Gwiezdny Pył a także Mitologię Nordycką czy Ocean na końcu drogi. A z Koraliną, która jest najkrótsza i wydawałoby się najprostsza w odbiorze coś nie zagrało. Postacie są aż nadto groteskowe, przerysowane i chyba lepiej dla książki byłoby gdyby była dłuższa. Nie leży mi równie mocno jak Amerykańscy Bogowie.

    Odpowiedz
  • Sylwka

    24 kwietnia 2018 at 21:11

    Jak tak patrzę, to my tu możemy jakiś klub AAB (Anty Amerykańscy Bogowie) zakładać. ;)
    Co do “Koraliny”, to wydaje mi się, iż dla docelowej grupy czytelników postacie były w sam raz, podobnie jak długość. Sama widziałam w niej głowie tę współczesną rodzinę, która często jest w teorii, bo tak naprawdę każdy zapatrzony jest w ekran telefonu, komputera czy tv. Czytając, widziałam matki, które jeżdżą często ze mną busem. Dziecko siedzi coś do niej mówi, a tak cały czas “paćka paluchem” po telefonie. Od czasu tylko mrucząc po nosem “ano”, “prestan”… Ta książka nie jest tylko przerażającą wizją, jest bolesną rzeczywistością.

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

*

Wyrażam zgodę