Pył Ziemi, czyli Space opera w wykonaniu Rafała Cichowskiego.
O Pył Ziemi Rafała Cichowskiego „potknęłam” się całkiem przypadkiem. Prawdę mówiąc, nie miałam w planie czytać tej książki, ale znajoma zapytała, czy chcę, bo może dorzucić do koszyka za grosze właśnie tę pozycję, a ja jak wiadomo to sci-fi, fantastyka i wszystkie inne temu pochodne. ;) No, a jak już książka znalazła się na czytniku, to jakoś tak samo wyszło, że postanowiłam się nią zaopiekować. ;)
XXIVwiek.
Ziemia umiera. Grupka ludzi pakuje walizki i z podkulonym ogonem ucieka w kosmos na pokoleniowym statku Yggdrasil. Teraz ponad siedem wieków później para nieśmiertelnych, zmodyfikowanych ludzi przybywa na błękitną planetę, by odnaleźć Bibliotekę Snów, w której zgromadzone zostały wspomnienia oraz cała wiedza ludzkości. Co Lilo i Rez zastaną po wylądowaniu? Czy uda im się odnaleźć Bibliotekę?
Ani na tak, ani na nie.
Mam z tą książką wielki problem, bo po jej przeczytaniu nie byłam „ani na tak, ani na nie”. Osobiście takich książek, które nie wywołują we mnie żadnych emocji, po prostu nie znoszę. Wolę po przeczytaniu „rzucić” książkę w kąt i powiedzieć, że to największy śmieć, jakiego wypuściła ludzkość, niż po prostu pomyśleć „no przeczytałam i co z tego?”
Gdy rozpoczęłam czytać książkę byłam podekscytowana. Zmodyfikowani ludzie lecą z misją na matczyną planetę, która według nich już dawno powinna dogorywać po apokalipsie, a tu klops. ;) Ziemia „żyje”. Ba, nie tylko żyje, ale również wciąż ma „pasażerów”. Zaczęłam więc płynąć wraz z historią, czasem absurdalną, czasem przewrotną przez rozmaite gatunki od sci-fi, przez space operę, steampunk, kryminał, a nawet hard sci-fi.
Z każdą zaś przeczytaną stroną dochodziło do mnie, że przecież to wszystko już było, tylko tu zostało wrzucone do „jednego kotła i wymieszane”. Tak więc możemy się uraczyć Adamem i Ewą, Arką Noego, zagładą ziemi, buntem maszyn, nadmiernym przyrostem demograficznym, szalonym kapitanem despotą, Matrixem, Kubom Rozpruwaczem i Królową Kier… A wszystko to w oparach epoki wiktoriańskiej i Londynu.
Zaczęłam nawet podejrzewać, że również poszukiwana Biblioteka Snów okaże się kalką Knižnicy duší. Na szczęście w tym punkcie zostało mi oszczędzone i mogłam uraczyć się czymś do tej pory nieznanym. Muszę nadmienić, iż pomysł „czytania zbiorów” był przedni.
Nieśmiertelni i zmodyfikowani bohaterowie.
Którzy niestety też po prostu byli. Lilo przez większość książki była tłem dla Reza i oprócz ochów, achów na temat jej idealnego ciała, mogła po prostu stać na czatach i nic nie robić podczas, gdy Rez wznosił się na wyżyny. ;) Tak, to była książka Reza (choć na początku wydawało się, iż oboje będą odgrywać równorzędne role). To z jego perspektywy, a wręcz głowy staramy ogarnąć się cały otaczający nas galimatias. Na szczęście gość ma dystans do siebie i ironiczne poczucie humoru, więc nie można z nim się nudzić. Ogólnie jego postać została skrojona całkiem znośnie, choć parę niezrozumiałych wyskoków się jej przydarzyło. No i można było pokusić się głębsze rozwinięcie tematu miłości tych dwojga, która po latach spędzonych w kapsule i telepatycznej łączności po prostu „wygasła”.
Podsumowując. Pył Ziemi Rafała Cichowskiego czyta się dobrze i lekko. Jednak po jej odłożeniu czuje się pewien niedosyt i mimo że książka traktuje o losach ludzkości, a w szczególności o wyniszczeniu środowiska naturalnego przez nadmierną eksploatację, to jednak nie przykuwa i w rezultacie ma się wrażenie, jakby czytało się jeden wielki nic nieznaczący miszmasz.
To dla mnie najgorszy typ książek – nie wiadomo nawet, co o takiej napisać. Złe niby nie jest, ale szału nie robi i w efekcie mamy takie poprawne rzemiosło, którego równie dobrze mozna by nie czytać (bo jest tyle lepszych). Swoją drogą, która to już książka ze statkiem Yggdrasil? Trzecia, czwarta? Inne nazwy się skończyły? ;)
Dokładnie. Zwyczajowo zapisuję jakieś myśli podczas czytania i po odłożeniu, a tu nic.
No i ten motyw Yggdrasil – masz rację, jest już trochę “oklepany”. ;)
O jaka dziwna mieszanka… Nawet nie chodzi o to, że to wszystko już było, ale że to jest dziwne połączenie motywów. Lektury i tak nie planowałam. I też nie znoszę żywić nijakie uczucia do książki!
To połączenie mogło wyjść dojść fajnie, ale autor chyba chciał za dużo.
Możliwe, przedobrzyć jest łatwo i autorom zdarza się to niestety często.
Jestem w trakcie i no niestety jestem bardzo zawiedziona, opis z tyłu ciekawszy niż sama książka, pomysły może i ciekawe ale nieczytelnie napisana a logika powala xd
Myślę, że autor się trochę za bardzo “zafiksował” i przedobrzył. ;)
Jestem gdzieś w połowie i mam podobne odczucia. Bardzo podobał mi się początek i gdyby wszystko było w tym klimacie, to byłabym zadowolona. Podoba mi się poczucie humoru Reza. I na razie to wszystko
Tak, początek był bardzo obiecujący, a później książka po prostu była…
Mnie z kolei BARDZO się podobała :)
Pamiętam. Mnie niestety jakoś nie oczarowała. ;)