W oparach prochu krwawo o brutalnie – Krwawa kampania Briana McClellana.
Za namową Kirimy z Misie czytanie podoba i Eweliny z Gry w bibliotece wkopałam się w kolejną serię, w której bogowie „zstępują z nieba”, trup ściele się gęsto, magia pochodzi z nieświata, a proch wciąga się nosem. ;) Pierwszy tom Trylogii Magów Prochowych przypadł mi do gustu, choć tendencyjna kreacja głównego bohatera trochę mnie zawiodła. Pełna nadziei na zmianę oraz zapewnień, że będzie lepiej, sięgnęłam po kolejną odsłonę cyklu pod tytułem Krwawa kampania.
Tamas, Adamat i Taniel Dwa Strzały.
Tamas wpadł na genialny plan obrony, który zaskoczy Kezan. Jednak to Kezanie zaskoczyli jego i tym sposobem z podkulonym ogonem, zostaje odcięty po stronie wroga z niewielką częścią swojej armii. Teraz wciąż czując oddech wroga na plecach, bez jakiegokolwiek wsparcia musi poprowadzić swych ludzi przez góry do Adro.
Taniel Dwa Strzały budzi się ze śpiączki po tym, jak „zastrzelił” Kresimira. Niestety bohaterski czyn, zamiast podnieść go na duchu, powoduje załamanie nerwowe. Tak więc biedaczek postanawia poużalać się nad sobą w palarni mala. I można powiedzieć, że ćpałby długo i… Jednak informacja o domniemanej śmierci ojca stawia go na nogi. Ma on bowiem świadomość, iż pod nieobecność Kamaryli jest on ostatnim prochowym magiem, który może obronić Adro przed najeźdźcą.
Gdy panowie „bawią się w wojnę” Adamat za wszelką cenę chce odnaleźć lorda Vetasa, by ocalić żonę i syna. Przy okazji może również zadać petentowi kilka pytań i poznać tych, którzy przyczynili się do zdrady ojczyzny.
Pełna rehabilitacja. ;)
To było absolutnie to! Od pierwszej strony „popłynęłam” wraz z bohaterami i za każdym razem próbowałam wymyślić nowy sposób tortur, jaki spotka autora, za to, że przerywa akcję w najbardziej interesującym momencie i przeskakuje do kolejnego bohatera.
Jak może jeszcze pamiętacie, w „poprzednim odcinku” miałam małe problemy z bohaterami. ;) Teraz to odczucie zostało zupełnie zatarte. Dużo dowiadujemy się o przeszłości i motywacji Tamasa. Jednak nie to było dla mnie najważniejsze, a sposób, jaki się zmieniał. Dalej jest „żelaznym” dowódcą, ale widać, że serducho ma po właściwej stronie, a większość jego czynów jest uzasadniona.
Taniel, choć nadal jest trochę irytujący w rozczulaniu się nad sobą, to po przysłowiowym „strzale w pysk” bierze się za siebie i staje na wysokości zadania. W końcu jest Tanielem Dwa Strzały, a nie chłoptasiem, który całe życie będzie trzymał się tatusiowych portasków i czekał, co powie na każdą podjętą przez niego decyzję. No i jeszcze Ka-Poel – to taki dodatkowy smaczek, a autor rozgrywa partię pomiędzy tą dwójką po mistrzowsku. :)
Adamat nie ustępuję rodzinnemu duetowi. Z jednej strony wykazał się sprytem i pokazał twardy charakter podczas poszukiwań Vetasa, a z drugiej możemy obserwować, jak ważna jest dla niego rodzina.
Bohaterowie drugoplanowi też mieli swoje pięć minut.
Wątek Nili zostaje trochę rozwinięty, Vlora zaczyna pokazywać pazurki, ale to Bo (Borbadora) skrada cały show. :) Ten „niegrzeczny chłopczyk” ujmuje swoim humorem i postawą. No i nie do końca mogę jednoznacznie stwierdzić, czy jest on zły, czy może jednak dobry. Nie zmienia to jednak faktu, że jest po prostu uroczy. ;)
Podsumowując. Krwawa kampania Briana McClellana była wyśmienita. Sposób prowadzenia fabuły oraz tempo akcji powodują, iż książkę się po prostu „wciąga”. Wszystko przez to, iż te intrygi, przebiegi bitew wydają się wręcz namacalne, a takim bohaterom po prostu chce się kibicować.
Mam już chyba od roku na półce i ciągle czeka na swoją kolej do przeczytania :P. Teraz już wiem,że może trzeba przyśpieszyć i w końcu zacząć czytać bo warto :)
Warto, ale jak mi napiszesz, że mam Cię wpisać do fanklubu Bo, to poskładam się ze śmiechu. ;) :D
Ale to świetny pomysł jest! :D
Nie zmienia to jednak faktu, że ze śmiechu „wyfroteruję zwłokami” podłogę w mieszkaniu. :D
A u mnie nadal magów prochowych nie ma>< Karty upominkowe do Empiku są i tylko czasu nie ma!
Daję sobie jeszcze miesiąc, a potem zobaczymy, czy dołączę do zachwytów. Do fanklubu Bo (?) zapisuję się z góry, żeby miejsc w nim nie zabrakło;)
Brak czasu to taka znana wymówka. Z tym fanklubem Bo, to przyjmujemy. Tylko jak się nie spodoba, to nie licz na wypisanie. ;) :P
Ha, opublikowałaś recenzję szybciej, niż ja ogarnęłam swoją ;) Ale cieszę się ogromnie, że moje zapewnienia co do drugiego tomu znalazły pokrycie w rzeczywistości :)
Dołączam do fanklubu Bo, przyjmiecie? :D
Z Kirimą musimy się poważnie zastanowić, czy bez recenzji zostaniesz dopuszczona do klubu. ;)
Możemy przyjąć z obietnicą recki, która będzie wychwalać Bo pod niebiosa. :D
Pod tym mogę się podpisać.
Ewelina czekamy. :D
Uff, odetchnęłam z ulgą, że zaskoczyło. :D Mnie też wciągnęli na dobre prochowi od drugiego tomu, chociaż zaczęło się to już pod koniec pierwszego. A Borbadora uwielbiam, moja ulubiona postać całej serii. :D
Zaczęłam wczoraj w drodze powrotnej „Jesienną…” i jak tylko pojawił się Bo, to mi się koparka uśmiechnęła. Jak dla mnie autor powinien mu poświęcać znacznie więcej miejsca. ;)