Tron z żelaza czyli zakończenie epickiej trylogii Angusa Watsona.
Pierwsza część trylogii Angusa Watsona pod tytułem Czas żelaza bardzo przypadła mi do gustu szczególnie pod kątem przedstawionej historii oraz fantastycznie wykreowanych bohaterów. I choć końcówka tomu drugiego złamała mi serce postanowiłam kontynuować przygodę wraz Lową, Wiosną, Atlasem i Chamancą w trzeciej odsłonie cyklu pod tytułem Tron z żelaza.
Rzymska inwazja na Brytanię.
Juliusz Cezar nadchodzi. W skrócie jego dobrze wytrenowani legioniści wspierani przez potwory zrodzone z czarnej magii pozbawiły właśnie życia połowę Galii i obecnie przymierzają się do długo planowanego natarcia na wyspę.
Królowa Lowa w tym czasie musi zmagać się z problemami samotnego macierzyństwa, much w nosie najlepszej druidki (która nota bene utraciła swoje moce) no i oczywiście stawić czoło nadciągającej inwazji. Czy jest w stanie to wszystko ogarnąć?
Nadal jest epicko!
Wracamy z kontynentu na wyspę, gdzie aż kipi od przygotowań do walki z Julkiem i jego bandą potworów.
Napięcie sięga zenitu. Z każdą kolejną stroną czuć coraz większe podekscytowanie związanie z planowaniem strategii. Obserwacja Lowy i jej zespołu, który stara się rozważyć każdą możliwą sytuację, jest po prostu przyjemnością. Strategia oczywiście jest długofalowa i co ważne zarówno Lowa, jak i Juliusz Cezar wspinają się na wyżyny swoich umiejętności, wykonując kolejne ruchy taktyczne, tak by przechytrzyć przeciwnika i odnieść końcowe zwycięstwo.
Główni bohaterowie również nie zawodzą. Lowa stara się zrozumieć, o co chodzi w tym całym macierzyństwie i musi rozwiązać problem z naburmuszoną Wiosną. Nie pomaga jej w tym oczywiście zbliżająca się nawałnica, ale po raz kolejny Lowa pokazuje, że „ma jaja” i nawet nieprzychylni jej inni dowódcy Brytów muszą się z tym pogodzić.
Chamanca w najlepszej formie roztacza swoje uroki i ukazuje urocze ząbki na prawo i lewo. Atlas wymiata swoim wielkim mieczem i powraca z martwych. A wszystko w akompaniamencie bitewnego zgiełku i doskonałych docinek.
Jedynie Wiosna ze swoimi muchami w nosie mnie trochę zawiodła. Ja rozumiem buzowanie hormonów, czy żal po stracie, ale to, co odstawiła w tym trzecim tomie, było jakimś totalnym nieporozumieniem.
Podsumowując. Tron z żelaza „na borsucze jaja” to świetna pełna dynamizmu kontynuacja trylogii Andusa Watsona. Pełna zwrotów akcji, druidzkiej magii i „odrobiny” historycznego tła. I choć obawiałam się, że bez Duga historia straci duszę i poczucie humoru. Lowa z Wiosną przy dzielnym wsparciu Atlasa i Chamanki dają radę. Nie oznacza to jednak, że nie brakowało mi tego uroczego gościa o wielkim sercu. Polecam!
Od dłuższego czasu mam w planach i pewnie wkrótce sięgnę. Mam pytanie z innej beczki: korzystasz może z jakiegoś abonamentu np. na Legimi aby mieć dostęp do ebooków? Aktualnie zastanawiam się nad takim rozwiązaniem i nie wiem jak to wygląda i czy to się sprawdza bo kupowanie pojedynczych ebooków jak dla mnie nie jest opłacalne bo za niewiele więcej ma się ksiażkę drukowaną.
Nie korzystam, ale z tego co dobrze pamiętam z Legimi korzysta Kirima z https://misieczytaniepodoba.blogspot.sk podoba, więc można ją podpytać.:)