Chór zapomnianych głosów czyli Remigiusz Mróz fantastycznie.
Jak już kiedyś wspominałam, Remigiusz Mróz pisze szybciej, niż ja jestem w stanie czytać. Jednak nie zrażam się takimi małymi niepowodzeniami, dlatego tym razem postanowiłam spotkać się z autorem na gruncie „fantastycznym” i sprawdzić jak poradził sobie na tym poletku. Czas więc udać się w kosmos i przygotować na Chór zapomnianych głosów. ;)
Gdzieś w kosmosie…
Hakon Lindberg astrochemik budzi się z krionicznego snu na Accipiterze. Nie jest to jednak wymarzona, słodka pobudka, gdyż rzeczywistość, którą zastaje po drugiej stronie kapsuły, mieni się kolorami czerwieni, a jedynym ocalałym poza nim członkiem załogi jest nawigator Dija Udin Alhassan. Czy za masakrę odpowiedzialny jest podejrzanie zbudzony przed Hakonem muzułmanin? Choć w świetle dalszych wydarzeń można spodziewać się wszystkiego. Na szczęście udaje się nawiązać łączność z ISS Kennedy, który wyrusza im z pomocą. Czy Hakon z Diją przetrwają kolejne pięćdziesiąt lat krionicznego snu, gdy na statku być może czai się nieznana złowroga siła?
Horror, SF a może Space Opera?
Muszę przyznać, iż po przeczytaniu pierwszych stron książki, aż ciary mi po plecach przeszły, a wyobraźnia zaczęła podsuwać coraz to nowe, brutalniejsze scenariusze. Popłynęłam z nurtem i z niecierpliwością oraz podekscytowaniem klepałam paluchem w czytnik, oczekując najgorszego. Zatopiłam się w przedstawionej rzeczywistości, poruszałam po kosmicznych statkach, a w głowie wciąż szukałam odpowiedzi, kto jest odpowiedzialny za ten cały mord i o co w tym wszystkim chodzi?
Jednak im dalej, tym bardziej miałam wrażenie, iż autor ponownie chciał „za dużo”. Ja wiem, że jego wyobraźnia mogłaby góry przenosić, ale czasem z dziesięciu elementów warto postawić tylko na osiem, albo nawet sześć. ;) Gdyż tego miksu w pewnym momencie było „po kokardki”: loty kosmiczne, statki kosmiczne, spotkanie z obcą cywilizacją, „zawody kosmiczne”, nowe planety, terra formowanie, przemieszczanie się w czasie, zagadka kryminalna i jeszcze wirus komputerowy oraz romans. Uff… ;)
Hakon Lindberg i Dija Udin Alhassan.
Nie da się jednak zaprzeczyć, że lekkim piórem i głównymi bohaterami książka kupiła „moją duszę”. ;) Lubię takie męskie duety, które wzajemnie się ścierają, a ironia bije prawie z każdej przeprowadzonej konwersacji. W dodatku samo wykreowanie tej dwójki to również „wisienka na torcie”. Dwa przeciwieństwa, które się przyciągają. Hakon typowy agnostyk ze Skandynawii, myśliciel, którego siłą napędową stała się miłość do właśnie poznanej radiooperatorki Ellyse Nazomi. Dija to zaś gorliwy wyznawca islamu, trochę „w gorącej wodzie kąpany”. Nie oprze się on odmówieniu dodatkowej modlitwy, co nie znaczy, iż nie będzie korzystał z uciech obecnego świata, a soczystość jego języka może wprawić w zakłopotanie nie jednego czytelnika.
Podsumowując. Chór zapomnianych głosów Remigiusza Mroza to świetne połączenie fikcji z nauką, horroru doprawionego szczyptą romansu oraz niesamowitego ironicznego humoru. I choć zakończenie trochę mnie zawiodło, a ilość wprowadzonych elementów potrafiła namieszać w głowie, to jednak ta niesamowita atmosfera, tempo akcji oraz ciekawi bohaterowie potrafią zrekompensować wszystko. Polecam! :)
Ja nie mogę się do Mroza przekonać, za co się nie zabiorę to coś mi nie pasuje… Chyłka drażni mnie do tego stopnia że mam ochotę wydłubać sobie oczy, w „Behawiorystę” nie mogłam się wkręcić… O „czarnej Madonnie” wolałabym nawet nie wspominać. Nie wiem czemu ja mu w ogóle daje kolejne szansy :D Nie mówię że te książki są złe – po prostu ten autor chyba nie jest dla mnie :)
Hm, napisałam komentarz i się nie zapisał, a potem wyskoczyła informacja, że już się identyczny pojawił, ale żadnego nie widzę. Hm…
Piszę więc raz jeszcze. Miałam podobne odczucia – super początek, a potem wszystkiego za dużo. Ogólne wrażenie jest jednak pozytywne :)
Byłaś po prostu zbyt szybka. ;)
Miałam bardzo podobne odczucia. Początek świetny, potem wszystkiego jakby za dużo. NIemniej ogólne wrażenie na plus :) Zdecydowanie bardziej pasuje mi R. Mróz w takim wydaniu niż tym thrillerowym, o którym jest głośniej ;0
Ja właśnie też jakoś bardziej wolę to wydanie „sensacyjno – fantastyczne”. ;)