Dug Fokarz i Żelazna Wojna Angusa Watsona.
Gdy w moich rękach pojawiła się pierwsza część trylogii Angusa Watsona pod tytułem Czas żelaza nie przypuszczałam, iż tak bardzo przedstawiona historia, jak i jej bohaterowie przypadną mi do gustu. Dlatego też nie zwlekając zbyt długo, postanowiłam kontynuować swoją przygodę z uroczym, władającym młotem Dugiem Fokarzem, wszędobylską i pyskatą Wiosną oraz uzdolnioną łuczniczką Lową Flynn w kolejnej odsłonie cyklu pod tytułem Żelazna wojna.
Maidun w rękach Lowy.
Dug i Lowa uwolnili zamek Maidun z rąk tyrana i wyswobodzili niewolników. Jednak to nie koniec problemów. Rzymianie czają się tuż za rogiem, a jakby tego było mało, to na “własnych śmieciach” wciąż nie ma spokoju. Maidun dla pozostałych plemion brytyjskich wydaje się łatwym celem ze słabą królową na czele. Czy Lowa sprosta czającemu się tuż pod jej nosem zagrożeniu szczególnie teraz, gdy jej najlepsi wojowie zostali wysłani na przeszpiegi do Galii?
Przenieśmy się na kontynent.
Bo to właśnie tam osadzona jest lwia część akcji Żelaznej wojny. Lowa, Dug i plemiona brytyjskie są tym razem tylko tłem dla rozgrywek prowadzonych w Rzymie czy Galii.
Muszę przyznać, iż to przeniesienie ciężaru miało swój urok i wypromowało nowych bohaterów, którzy w pierwszej części nie należeli do moich faworytów (w sumie żałowałam, że Lowa nie nabiła ich na pal, a ich głowy nie zdobią wejścia do Maidun). Atlas, Carden czy Chamanca w tej części byli po prostu fenomenalni. Podczas ich wyprawy po Galii roztaczała się wokół nich aura nabytego bitewnego doświadczenia, a także próby uratowania Brytanii nawet kosztem własnego życia przed najokrutniejszym w ich oczach wrogiem. Do tego cała trójka, a może raczej jej przekomarzanie to doskonały element rozrywkowy, przy którym mimo walających się wszędzie flaków nie sposób się było nie uśmiechnąć.
Na osobne dwa zdania zasługuje także druid Ragnall Owczy Król. Ten to dopiero namieszał. Ze szpiega Lowy stał się przydupasem Cezara, a jego zachowaniu wzbudzało pełen wachlarz emocji. Od pogłaskania po główce i przytulenia do piersi po nadzianie denata na ruszt z dodatkowym akompaniamentem wyrywanych paznokcii. ;)
A gdzie Dug i Lowa?
Niestety Dug nie gra tym razem pierwszych skrzypiec (tak, smuteczek). Jego postać pojawia się gdzieś w tle jako dodatek do nieszczęśliwej miłości i knowań Wiosny. No cóż, przez większość książki zrobił się z niego taki smutas. Na szczęście zrehabilitował się trochę pod koniec.
Sama zaś Lowa poza wzdychaniem do Duga okazuje się prawdziwą przywódczynią. Przygotowuje Brytanię na spotkanie z Rzymianami, jednocześnie lawiruje między miejscowymi przywódcami, tak by nie dopuścić do kolejnej lokalnej wojenki. Widać przy tym, że wszystkiego się uczy, a czasami dobrymi chęciami…
Podsumowując. Żelazna wojna Angusa Watsona to bardzo dobra kontynuacja Czasu żelaza z epickimi bitwami, mężnymi wojami/wojowniczkami, rozlicznymi knowaniami z dodatkiem romansu i całkiem sporym ładunkiem druidzkiej czarnej magii w tle. Jeżeli lubicie więc takie klimaty i nie mdlejecie na widok krwi, to uważam, iż książkę tę powinniście koniecznie przeczytać.
P.S. Nadal nie zmienia to faktu, iż mam ochotę udusić autora gołymi rękami za końcówkę. ;)
Powiem Ci szczerze, że od pewnego czasu straciłem serce dla Fabryki Słów. Za dużo cyklów rozpoczętych a nie dokończonych, dzielenie jednolitych powieści na dwa tomy, kiedyś nawet wydali pół książki a z drugiej połowy zrezygnowali. Kiedyś miałem ten cykl na uwadze, jednak postanowiłem czekać aż wydadzą wszystkie tomy, żeby nie wyrzucić swoich pieniędzy w błoto. Teraz jednak jakoś zupełnie mnie do niego nie ciągnie pomimo wielu pochlebnych recenzji :)
Ostatnio takie wpadki się im nie zdarzają. Zapewne dlatego, że już trochę “podrośli”. ;)
A jak kiedyś zmienisz zdanie, to ten cykl warto przeczytać.
Nie czytalam tych ksiazek ale zapowiadaja sie ciekawie moje klimaty wiec przeczytalabym je z wielka checia
Mam nadzieję, że Ci się spodoba. :)
Aż tak boli końcówka? :) Ja zaczęłam właśnie pierwszy tom i bawię się całkiem dobrze. Cieszę się, ze drugi też trzyma poziom :) Dodatek romansu nie powoduje u mnie co prawda drżenia z emocji, ale cały klimat ogromnie mnie zaciekawił. Zresztą sięgnęłam, zdaje się, po Twojej recenzji :)
No boli, albo przynajmniej mnie zabolała. ;)
Ten romans jest takim dodatkiem do całości, ale klimacik jest świetny. :D
Jak sięgnęłaś po mojej recenzji to tym bardziej się cieszę, że się podoba. :D