To już niestety jest koniec. Wyzwolenie. Wojny alchemiczne. Tom III.
Po przeczytaniu Mechaniczny. Wojny alchemiczne. Tom I nie mogłam doczekać się kontynuacji niezwykłych przygód klakiera Jaxa i szalonej talleyrand Berenice. Powstanie. Wojny alchemiczne. Tom II uświadczyły mnie tylko w przekonaniu, iż jestem zachwycona historią. Teraz zaś przyszedł czas na Wyzwolenie. Wojny alchemiczne. Tom III, które z jednej strony przyjmuję z euforią, a z drugiej z żalem, gdyż wiem, że to koniec wspaniałej historii.
Nowa Francja nie została zmiażdżona tylko dzięki temu, iż Jax (Daniel) wyzwala mechanicznych żołnierzy i służących z okrutnych, pętających ich gaes. Teraz gdy mechaniczni stali się wolni, mają mnóstwo pomysłów na siebie i swoje życie. Ale przecież to nie tak miało być… Berenice Charlotte de Mornay-Périgord szuka sposobu na to, by klakierzy wsparli ich w walce z Tulipaniarzami. Dzięki Jax-owi, który wciąż ma świeżo w pamięci szaloną Mab i jej chłopców, którzy chcą zniewolenia ludzi, udaję się zawrzeć pokój i nawiązać współpracę między częścią mechanicznych oraz obywateli Nowej Francji.
W tym samym czasie Anastazja Bell dochodzi do siebie po ostatnim spotkaniu z szaloną talleyrand Berenice. Jej spokój i próbę nawiązania romansu mąci jednak niewytłumaczalna inwazja mechanicznych. To musi być jakaś infekcja, przecież maszyny nie mogą samodzielnie myśleć.
Anastazja i Berenice.
Odkładając książkę na półkę, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, iż Wyzwolenie. Wojny alchemiczne. Tom III mogłyby się bardzo, ale to bardzo spodobać feministkom. ;) Jax (Daniel), który do tej pory był tym najważniejszym ogniwem, jest teraz tylko tłem dla dwóch charyzmatycznych kobiet stojących po przeciwnych stronach barykady – Anastazji Bell i Berenice Charlotte de Mornay-Périgord.
Jeżeli miałabym spojrzeć z boku i wybrać, która z pań dała z siebie więcej oraz przeżyła więcej drastycznych momentów, to nie byłabym w stanie chyba tego ocenić. Obie bowiem przez cały czas dawały z siebie maksimum swoich możliwości i dla sprawy poświęciły wiele. Do tego dla równowagi każda z nich została ukazana zarówno z tej lepszej jak i gorszej strony (wierzcie mi, aniołkami to one nie były ;)).
Jax (Daniel)
Jak już wyżej wspominałam, był niestety tylko tłem dla dam. W moim odczuciu przez umniejszenie jego roli książka straciła wiele. Przede wszystkim zabrakło dogłębnych rozważań nad istnieniem i znaczeniem wolności, które były tak charakterystyczne dla Jax-a w poprzednich tomach. Zabrakło rozwinięcia rozważań o sumieniu, wolnej woli i duszy, które właśnie, teraz gdy tak wielu mechanicznych wyswobodziło się spod ludzkiego jarzma, miały wskazywać kierunek rozwoju maszyn. No i co chyba najważniejsze. To Daniel był maszyną (dosłownie) napędową całego przedsięwzięcia i stał się symbolem wolności – mesjaszem – dla swoich pobratymców i to jego rola powinna być najważniejsza, a niestety autor skupił się na ludzkich słabościach.
Akcja
Pomijając fakt nierównego potraktowania najważniejszego bohatera, książce nie można odmówić akcji. Zarówno z jednej, jak i z drugiej strony barykady wciąż coś się dzieje i podejmowane są ciężkie decyzje, które mogą zaważyć na losach nie tylko ludzi, ale również maszyn. Cały czas przeskakujemy pomiędzy bohaterami z jednej strony w napięciu, a z drugiej trochę miałam wrażenie, iż nie jestem zaskoczona kolejnymi ruchami, a cel i zakończenie są mi doskonale znane.
Podsumowując. Wyzwolenie. Wojny alchemiczne. Tom III to bardzo dobre zakończenie całej trylogii. Nie mniej jednak po odłożeniu książki na półkę poczułam pewien niedosyt i brak tego WOW, które chce się wykrzyczeć na końcu tak dobrze zapowiadających się historii. Nie zmienia to jednak faktu, iż książka, jak i cała trylogia są warte poświęconego im czasu i polecenia! :)
O nie, o nie, o nie! Pierwszy tom był doskonałą choć niełatwą przygodą i naprawdę liczyłam na efekt „WOW” w kolejnych!
W drugim tomie efekt WOW Cię powali. Trzeci, mimo że tego efektu nie ma, jest bardzo dobry. Nie będziesz żałować. :)
A mnie Wojny Alchemiczne jakoś ominęły. W tej chwili pobrałam sobie pierwszy tom na legimi i będę nadrabiać zaległości :)
Jestem ciekawa jak Ci się spodoba. :)
Ja do tych silnych kobiet dodałabym jeszcze Mab. W gruncie rzeczy była zaskakująco podobna do Anastazji i Berenice. Bezkompromisowa, konkretna, ma jasno określony cel i dąży do jego realizacji po trupach (dosłownie).
Generalnie trzeci tom został zdominowany przez kobiety. Elodie też była ciekawą postacią i trochę żałuję, że nie było jej więcej.
Przyznaję, że trochę brakowało mi Jaxa i rozbudowania wątku duchowości i sumienia, ale z drugiej strony przeniesienie ciężaru na ludzi było ciekawym zabiegiem. Zwłaszcza w kontraście z dwoma państwami, które zawsze tak różnie odbierały klakierów.
I fakt, nie było wielkiego efektu wow. Mimo że epilog jako epilog bardzo mi się podobał, to trochę jakby zabrakło mi rozdziału, a przynajmniej finału przed nim. Ale i tak cieszę się, że przeczytałam zakończenie trylogii. W nadchodzącym tygodniu na pewno dodam recenzję ;)
Mab owszem, ale poza epizodami nie była widoczna. Choć muszę przyznać, iż również miała niezwykle ciekawą osobowość.
Co do przeniesienia ciężaru w ostatnim tomie na kobiety to ciekawy zabieg ze strony autora, jednak w mojej ocenie trochę źle wyważył proporcje. Panie mogły dodać smaczku historii, a Jax nadal mógł pozostać tym najważniejszym ogniwem książki.
Czekam na Twoją recenzję. ;)
Ale za to w tych fragmentach, w których pojawiała się Mab, miałam lekkie deja vu – zwłaszcza w zestawieniu z niektórymi działaniami Anastazji i Berenice. To w ogóle bardzo ciekawe zagadnienie z punktu socjologicznego. Trzy zupełnie różne środowiska, trzy z pozoru różne charaktery, a decyzje i podejmowane działania bardzo podobne.
Obawiam się, że gdyby Jax pozostał głównym bohaterem, to trzecia część byłaby strasznie mdła i filozoficzna. Bo cała ta postać stała się taka trochę rozmemłana. Dzięki temu, że Tregillis przerzucił ciężar powieści i fabuły na inne postaci, to to rozmemłanie nie rzucało się aż tak w oczy, ale nie jestem pewna, czy chciałabym więcej dywagacji o duchowości, wolnej woli i mesjanizmie. Owszem, było go trochę za mało, ale wydaje mi się, że on już swoją rolę odegrał i dla odmiany przyszła kolej na to, żeby ludzie przemyśleli kilka spraw.
Mam nadzieję, że uda mi się ją napisać jeszcze dzisiaj (a przynajmniej zanim pójdę spać :D). Ale zobaczymy, jak będzie, bo coś wena nie chce przyjść…
Masz rację, trzy kobiety, trzy różne środowiska, ale motywacja i cel podobne – stąd pewnie taka zbieżność pomiędzy trzema Paniami. ;)
Jeżeli chodzi o Jax-a. Jeżeli autor postawiłby na niego, wszystko zależałoby od tego, jak rozegra tę „partię szachów”. ;) Ja nie mówię, iż źle, że postawił na „damy”, ale gdyby ten ciężar rozłożył równomiernie to… :P
Nie przejmuj się weną, ja też potrzebuję dnia – czasem przez tydzień nie piszę nic, by jednego ze spisanych luźno myśli nadrobić trzy wpisy .
Zgadzam się, brak efektu WOW, ale i tak to świetna trylogia :) Oby więcej takich :)
Dokładnie oby więcej takich trylogii i czekam na kolejne pomysły autora. Oby były równie udane. :)
Również jestem zachwycony „Wojnami Alchemicznymi”, a najbardziej pierwszym tomem; sądzę, że stopniowo książki były nieco gorsze, mimo to nadal wspaniałe. Zachwyciło mnie bogactwo językowe (co jest pewnie w dużej mierze zasługą tłumacza) oraz opisy – zarówno miejsc, ludzi jak i myśli.
Nie spojrzałem na książkę z tej perspektywy – że Jax (bardziej podoba mi się to imię niż Daniel :P) został zepchnięty na drugi plan. Jak się zastanowię, to faktycznie masz rację.
Przesyłam moc jeżowych pozdrowień
Nikodem z Jeże czytają :)
Ja również pierwszym tomem byłam zachwycona, choć uważam, że ten drugi był od niego ciutek lepszy. ;)
Dla mnie Jax był najważniejszy i od samego początku książkę utożsamiałam właśnie z nim. Anastazja, Berenice, Kapitan Hugo Longchamp czy Mab to był tylko fajny dodatek. Dlatego strasznie zrobiło mi się przykro, gdy w tym ostatnim tomie Jax został zepchnięty na drugi plan na rzecz dwóch dam. Co nie zmienia faktu, że książkę, jak i całą trylogię oceniam bardzo dobrze. :)
Pozdrawiam :)