Dzieci martwej ziemi Jana Waletowa, czyli zmarudziłam, ale i tak przeczytałam. ;)
Po przeczytaniu Ziemi niczyjej Jana Waletowa byłam bardzo niezadowolona z tego, co zaserwował nam autor. Cała akcja kręciła się bowiem wokół politycznej intrygi, a to, co powinno być sednem historii, zostało potraktowane trochę po macoszemu. Odkładając książkę na półkę zastanawiałam się nawet czy jest sens kontynuować przygody Michaiła Siergiejewa, ale ślubny przeczytał i stwierdził, że nie jest najgorzej więc postanowiłam wygospodarować trochę czasu i spojrzeć przychylnym okiem w kierunku Dzieci martwej ziemi.
Wróćmy zatem na Ukrainę po katastrofie zwanej Potopem. To tam Michaił chcąc pozyskać znaczne ilości lekarstw dla “szpitala” w Strefie zgodził się na dostarczenie próbki berylu nijakiemu Ali Babie. Zaplanowane spotkanie nie dochodzi jednak do skutku, gdyż nawet taki niebezpieczny i bezwzględny twardziel jak Ali Baba okazuje się mieć miękkie serce, za co płaci ciężkimi obrażeniami. Kim są Dzieci martwej ziemi i czy Michaiłowi uda się pozyskać lekarstwa dla ludzi, którzy wciąż przebywają w Strefie?
Retrospekcje, polityka i “dwa zdania” ze Strefy.
Ponownie zagłębiamy się bardziej w wątki polityczne niż działanie i akcję ze Strefy. Choć muszę przyznać, iż nareszcie w tym temacie coś drgnęło, a motyw Dzieci nadał odrobinę pikanterii książce.
W całej tej politycznej otoczce, w której niestety ja wciąż tracę wątek, pojawia się jeszcze jedna rzecz, którą mogę zapisać na plus. Mianowicie retrospekcje nie polityczne z życia Michaiła. Takie jak choćby akcja na Kubie, w której możemy dowiedzieć się sporo o głównym bohaterze książki.
Podsumowując. Nadal nie jestem ukontentowana, ale widzę światełko w tuneli. Bowiem Dzieci martwej ziemi są w moim odczuciu znaczne lepsze od Ziemi niczyjej. Wciąż jednak w książce za wiele polityki, która może i ma wnosić jakiś zarys sytuacyjny, ale jak dla mnie jest tylko sztucznym zapychaczem i spowalniaczem akcji właściwej. Liczę na to, iż w kolejnej odsłonie (zakończenie wyraźnie sugeruje kontynuację) autor odstawi politykę na boczny tor, a postawi na bohatera w jego naturalnym środowisku.
Może akurat to nie najlepszy przykład, ale jak tak sobie czytam u Ciebie o Fabrycznej ZOnie, to się chyba w końcu na którąś skuszę :)
Powiadasz, iż wodzę Cię na pokuszenie Fabryczną Zoną. ;)
Dokładnie tak :D
Chciałam napisać, iż czuję się okropna i takie tam…
Ale jednak nie – będę Cię wodzić dalej. :P
Szkoda, że się zawiodłaś, ale skoro druga część okazała się lepsza od pierwszej, to może następna bardziej przypadnie Ci do gustu. Ja chyba nie jestem zainteresowana, skoro większość fabuły kręci się wokół polityki.
Mi najbardziej żal tego, iż nie jest to odpowiednio zbilansowane. Ta polityka wkomponowana w retrospekcje mogłaby dodawać takiego smaczku, a niestety jak na razie przeważa. Zobaczymy co będzie dalej. :)