Bo przecież każdy ma Prawo do zemsty – Denis Szabałow.
Rzadko kiedy historia porywa mnie tak, iż z zapartym tchem wyczekuję jej kontynuacji. Denisowi Szabałow-owi ta sztuka jednak się udała. Wraz ze ślubnym z zapartym tchem i wypiekami na twarzy oczekiwaliśmy tomu wieńczącego zmagania Daniły. Gdy tylko skończyliśmy czytać Prawo do życia, od razu rozpoczęliśmy dywagacje nad tym, jak potoczą się dalsze losy głównego bohatera i nad tytułem trzeciego tomu, który będzie w sposób perfekcyjny wieńczył jego losy. Obstawialiśmy Prawo do zemsty i może patrząc po przednich, ten tytuł był najbardziej oczywisty, ale oboje ucieszyliśmy się, że trafiliśmy w dziesiątkę.
Daniła po wyczerpujące, liczącej kilka tysięcy kilometrów wędrówce wraca do domu. Ze schronu jednak pozostały tylko zgliszcza. Zdradzieckie Bractwo zniszczyło i przejęło wszystko to, co przedstawiało w schronie jakąkolwiek wartość. Co gorsze, wszystko wskazuje na to, iż temu brutalnemu przejęciu tylko z boku przyglądał się, a może nawet i dopomógł, podziwiany przez Daniłę, Pułkownik.
Zemsta. To jedyne, o czym w tym momencie myśli Stalker. Przecież trzeba dopaść wszystkich tych, którzy przyczynili się do śmierci jego rodziny i przyjaciół. Na szczęście Daniła nie pozostaje sam. Okazuje się, iż w pobliżu schronu partyzancką walkę prowadzi wciąż jeden oddział młodych chłopaków, którzy ochoczo przyłączają się do nowej misji Stalkera. Są również inni sprzymierzeńcy i tajemniczy Zoolog. Kim jest ten człowiek i dlaczego jest tak podobny do Daniły? No i najważniejsze, czy zaplanowana zemsta zostanie zakończona sukcesem?
Bańka pękła, mleko się rozlało.
Klimat pierwszych dwóch części gdzieś uleciał. W pewnych momentach miałam wrażenie, że autor dosłownie “jedzie na oparach” i sam do końca nie wie jak poradzić sobie z rozwojem akcji i samym zakończeniem. Stalkerki było jak na lekarstwo, a o mutantach to już prawie w ogóle można było zapomnieć (choć latające świnie miały swój urok ;)).
Ten brak klimatu zrekompensował trochę tajemniczy kompleks wojskowy z Kleksem, rozliczne anomalie i Przedszkole z tajemniczą wstęgą. Do tego całej książce nie można również odmówić akcji – jest jej w pewnym momentach aż za dużo. ;) No i oczywiście zakończenie. Sam pomysł jest bardzo interesujący, choć mam wrażenie, że jest ono dość mocno urwane i już nigdy nie dowiemy się, co tak naprawdę stało się z jeńcami ze schronu oraz z Pająkiem.
Podsumowując. Prawo do zemsty to niestety najsłabsza część całej trylogii. Autor skupił się mocno na wojaczce i zrobił z książki klasyczną powieść o zemście, w której otoczenie i postapo stały się tylko słabym tłem, nie odgrywającym prawie żadnej roli. Po książkę w mojej opinii jednak warto sięgnąć, choćby po to, aby samemu sprawdzić jak potoczyły się losy głównego bohatera.
Ciekawi mnie, że tak długo udaje się utrzymać tę zonową serię. Jak oceniasz ją jako całość?
Dopóki będą pomysły i chętni do wtedy będzie zona. ;)
Ja jednak widzę już, że powoli, ale formuła się wyczerpuje. Coraz mniej dobrych pomysłów w stworzonym świecie, zaś coraz więcej powielanych schematów. Niektórzy autorzy nie potrafią “wyjść z metra”, chodzą w kółko i małpują Glukhovskiego.
Dużo lepiej według mnie prezentuje się Fabryczna Zona. Tam już dawno autorzy wyszli poza “strefę” i niektórym to wyjście wyszło bardzo dobrze. ;)
Wracając do Metro2033 – to ciekawa jestem tej nowej pozycji “Krucjata dzieci”od Tullio Avoledo. Autor jak dla mnie mocno popłynął w pierwszej części. Ciekawe czy kolejne jego wypociny trafią u mnie na listę najgorszych tegorocznych książek. ;)
Czyli podobnie jak z trylogią DIakowa – pierwsze dwa tomy świetne, a trzeci to już niestety przeciętny średniaczek
Niestety. W sumie była to książka, która prawie całkowicie odeszła od postapo. Taka wojenna “naparzanka”. Szkoda.
Mnie tam szczerze mówiąc już pierwszy tom tak średnio przypadł do gustu…
Ja mam dużą tolerancję na postapo, szczególnie jak wprowadza jakąś zmianę. ;)
Ja raczej na razie zostaję przy głównej trylogii. Jakoś… nie kręci mnie sięganie po inne książki z tego uniwersum. Wole postawić na półce kolejne książki Głuchowskiego :D
Zawsze powtarzam, że jeżeli się nie czuje bluesa przy klimatach postapo to nie warto się nimi katować. Co zaś do innych pozycji Glukhovsky’ego to nie tylko stawiam je na półce, ale również czytam. ;)
Ale ja lubię post-apo! Mało jest fantastycznych rzeczy, których bym nie lubiła. Po prostu wystarczy mi na razie oryginalna trylogia.
To jak będziesz chciała się zabrać za coś więcej, daj znać podpowiem kilka lepszych tytułów. ;)