Zwykli ludzie wrzuceni w tryby historii czyli Inwazja Wojciecha Miłoszewskiego.
Inwazja Wojciecha Miłoszewskiego nie była na mojej liście książek, które miałabym w planie przeczytać w najbliższym czasie. Jednak przy okazji wpisu na Instagramie o Parabellum. Prędkość ucieczki książka została mi polecona przez @k_rolin_. Ponieważ szczęśliwym zbiegiem okoliczności cena na ebooka okazała się bardzo atrakcyjna postanowiłam dać książce szansę.
Czas – współczesność. Pogrążona w kryzysie Rosja zajęła Ukrainę. Europa jak łatwo się domyślić nie zareagowała na to wrogie przejęcie. Putin widząc tę bierność idzie o krok dalej i dokonuje ataku zbrojnego na Polskę. Ta osłabiona niedawnymi decyzjami władz o zwolnieniu kluczowych generałów jest prawie bezbronna i skazana na porażkę. Oczywiście jak łatwo się domyślić ani Europa, ani NATO nie zamierzają brudzić sobie rączek, a co poniektórzy również nie chcieliby podpaść Rosji. Jak potoczą się losy zwykłych ludzi – Romana Gurskiego, byłego komandosa, który wrócił do ojczyzny z Egiptu, by walczyć w obronie kraju. Michała Barańskiego byłego nauczyciela historii, który chce tylko ocalić swoją rodzinę. No i w końcu przedsiębiorczego Henryka Wojnarowicza wraz z córką Danutą, którzy na nieszczęściu ludzi postanowili jeszcze nieźle zarobić.
Political fiction i powieść sensacyjna pełną gębą.
Myślę, że od wielu lat spora ilość osób zadaje sobie pytanie, co by się stało, gdyby na świecie, w Polsce rozpoczął się kolejny konflikt zbrojny. W sumie można powiedzieć, iż ta książka daje nam niejako odpowiedź na to pytanie.
Zaczyna się wszystko od chaosu. Tak my współcześni europejczycy nie jesteśmy przygotowani na żaden konflikt. Nie mamy zapasów, schronów czy wytyczonych wytyczony dróg ucieczki. Współczesny świat nauczył nas wygody. Idziemy do sklepu i dostajemy wszystko to, czego zapragniemy. Nie potrzebujemy się martwić o jutro.
A jak wygląda wojna?
Nasi dziadkowie pamiętają, ale my wychowani w pokoju nie mamy o niej pojęcia. Dlatego też autor nie boi się ukazywać rzeczy strasznych, wręcz nawet brutalnych. Bo przecież za rogiem nie tylko czeka na nas kula znienawidzonego wroga, ale również w takich czasach odzywa się ta druga natura człowieka. Wiele osób zrobi wszystko, żeby przeżyć, a kolejna grupa poczuje władzę nad innymi i będzie chciała wykorzystać sytuację, aby wyciągnąć z tej sytuacji jak najwięcej korzyści.
No i na końcu jeszcze sprawa sojuszy. Wiele osób dałoby sobie ręce uciąć, że jak tylko nastanie wojna to My przecież jesteśmy bezpieczni bo NATO, bo… Ale czy przed II Wojną Światową sytuacja nie była podoba?
Oczywiście książka nie jest bez wad. Przede wszystkim zakończenie otwarte i w sumie urwane w “pół słowa”. Do tego dochodzą wątki arabskie i chińskie. Tak w sumie nie wiadomo to, do czego by je tu przypiąć. Jeżeli nie będzie kontynuacji, to na ten moment pełnią one rolę takiego swoistego zapychacza, który ma pokazać, iż tam też się dzieje, a na tym konflikcie, każdy po swojemu próbuje coś ugrać.
Oczywiście jeszcze spore wątpliwości i dużą ilość emocji mogą wzbudzać sympatie polityczne autora. To podlizywanie się prezydenta prezesowi podkreślane na każdym kroku, spowodowało u mnie małe krwawienie z mózgu. Wystarczyło nadmienić raz, a każdy dopowiedziałby sobie odpowiednie. O stereotypowym potraktowaniu innych narodów i nie znajomości możliwości logistycznych nie wspomnę. Z drugiej strony jednak jest to political fiction, więc ta część może zostać autorowi po prostu wybaczona. ;)
Podsumowując. Inwazja Wojciecha Miłoszewskiego to świetne, a nawet w pewnych momentach bardzo realne political fiction. Książka mimo tego, iż ma być tylko rozrywką, daje nam także sporo miejsca na przemyślenia, nie tylko o sytuacji politycznej w Europie, słabych sojuszach i sojusznikach, ale także o naszych narodowych przywarach — co może być nie w smak wielu osobom.
Uff, martwiłam się, że nie przypadnie Ci do gustu:) Do takich książek trzeba podejść z dystansem ale powiem szczerze, że jak tak czytałam o perypetiach bohaterów to mocno zastanawiałam się jak ja bym się zachowała i to już nie było takie zabawne:/
Jest dokładnie tak jak mówisz, jeżeli zacznie się takie książki za mocno analizować, to wówczas traci się samą przyjemność czytania. Bo tak jak pisałam, to co się działo z logistycznego punktu widzenia, byłoby mało realistyczne, więc teoretycznie w tym momencie można zakwestionować całą fabułę.
Co się tyczy perypetii, ja również cały czas starałam się postawić w sytuacji bohaterów. Zastanawiałam się, co ja sama bym zrobiła, jaką “ścieżkę obrała”. Taki chyba miał być jej cel.
Ach, ileż ja się kiedyś Toma Clancy’ego opasłych tomiszczy naczytałem. Lubię takie alternatywne wizje niedalekiej przyszłości, a tu jeszcze w dodatku Polska. Zaciekawionym.
Na sumieniu od Clancy’ego to mam tylko “Czerwony październik”.
W sumie jestem ciekawa, co powiesz na tę wizję.
Szukam, szukam i muszę powiedzieć, że chyba nigdy jeszcze nie czytałam nic, co można byłoby podciągnąć pod political fiction – jakoś odrzuca mnie samo określenie, ale po Twojej recenzji pomyślałam że może czas otworzyć się na ten gatunek. “Inwazja” w Twoim opisie wydaje się fascynująca i niepokojąca – trafia na listę do przeczytania, choć dość nieśmiało ;)
Fascynująca to może zbyt wielkie słowa, ale wizja takiego współczesnego konfliktu, gdzie nie poszły od razu w ruch atomówki, to coś ciekawego. Nie wiem czy Ci się spodoba, bo tak jak pisałam w wielu miejscach może się wydawać mocno kontrowersyjna, ale myślę, że warto spojrzeć w jej kierunku. Szczególnie, iż dziś doczytałam, że jednak będzie jej kontynuacja.