Wrota obelisków N.K. Jesmin – bo ziemia zawsze upomni się o swoje…
Piąta pora roku N. K. Jesmin zauroczyła mnie ciekawie skrojonym światem oraz dość nieszablonowym podejściem do fabuły i magii. Oczekiwałam z taką niecierpliwością drugiego tomu, że jak tylko pojawił się on na rynku w dziale nowości to ubzdurałam sobie, że to nie jest to, bo przecież kontynuacja miała pojawić się najwcześniej we wrześniu. 😅 Na szczęście szybko poszłam po rozum do głowy i sięgnęłam po laureatkę Nagrody Hugo pod tytułem Wrota obelisków.
Nadeszła Piąta pora roku. Po nieudanych poszukiwaniach córki zmęczona i zniechęcona Essun wraz ze spotkanym na trasie chłopcem (zjadaczem kamieni) o imieniu Hoa zatrzymuje się w Castrimie. Zamieszkuje ją ciekawy zlepek ludzi, którzy wydają się nie mieć problemów z górotworami. We wspólnocie tej ku swojemu zaskoczeniu Essun spotyka również dawnego przyjaciela Alabastra. Niestety nie wygląda on najlepiej, w zasadzie można powiedzieć, iż jest on „o krok od śmierci”. Ponieważ jednak ma cel w życiu, jakim jest przekazanie misji Essun, więc walczy o każdy oddech.
Gdy Essun próbuje się dostosować się do życia w nowej społeczności, jej córka Nassun dostaje szansę od losu i znajduje schronienie w miejscu, gdzie nie musi obawiać się o swoje życie. Nie musi również ukrywać swoich umiejętności, a wręcz może je rozwijać. Znalazła się wśród Stróżów, ale czy na pewno jest wśród nich bezpieczna?
Wrota obelisków dopadł syndrom drugiego tomu.
Akcja zostaje maksymalnie spowolniona. Przyglądamy się życiu Essun w nowej osadzie. Roztrząsamy z nią wątpliwości czy powinna pozostać czy ruszyć na poszukiwanie córki. Odbywamy wspólne rozmowy z Alabastrem i uzyskujemy trochę wiadomości dotyczących powstania Piątych pór roku. Po „drugiej stronie barykady” obserwujemy życie Nassun. Jej zmagania z ojcem, naukę górotwórstwa oraz jej przywiązanie do nowego opiekuna – Stróża.
To spowolnienie akcji w przypadku tej książki absolutnie nie przeszkadza, bowiem jest okazja, żeby lepiej przyjrzeć się głównej bohaterce i jej córce, a także uszczknąć troszeczkę tajemnicy świata. A wszystko to okraszone jest niezwykle plastycznymi obrazami czy też niezwykłymi opisami sił przyrody.
Podsumowując. Wrota obelisków to dobra kontynuacja Piątej pory roku J. K. Jesmin skupiona bardziej na relacjach czy też rozważaniach bohaterów, a nie na akcji. Po jej przeczytaniu jednak czuję pewien niedosyt. Mam wrażenie jakby książce brakowało tego „czegoś”, co właśnie mocno ujęło mnie w jej poprzedniczce. Stąd książka w mojej ocenie jest tylko dobra, a nie bardzo dobra, ale wciąż warta polecenia. :)
Mimo tego spowolnienia mi się książka i tak ogromnie podobała. Myślę, że to „coś” to ten element zaskoczenia, który mieliśmy w pierwszym tomie, a tutaj już było spokojniej :)
Obyś miała rację i czekam na „wielkie wow” w trzecim tomie (mam nadzieję, że się nie zawiodę tak jak w przypadku „The Raven Cycle”).
Syndrom drugiego tomu można wybaczyć, jeśli rzeczywiście solidnie przygotowuje grunt pod kolejne tomy. Gorzej, gdy na te tomy się przedłuża.
Zobaczę po trzecim tomie. ;)
A mnie się podobało, jak dobrze już wiesz :) Nie przeszkadzało mi spowolnienie, co w sumie jest dziwne, bo na ogół właśnie drugie tomy wydają mi się najsłabsze. Tym razem czułam moc :)
Nie wiem, czy ten będzie można zakwalifikować u mnie jako najsłabszy, ale na pewno będę mogła go zakwalifikować jako nieco inny. ;)