Na linii świata Manueli Gretkowskiej – czyli tajemnicza książka od Wydawnictwa Znak.
Pamiętacie, jakiś czas temu na Instagramie wstawiłam foto tajemniczej książki jaką otrzymałam od Wydawnictwa Znak? Okazało się, iż jest nią Na linii świata Manueli Gretkowskiej. Swoją drogą Wydawnictwo postawiło na bardzo nietypową, acz sympatyczną promocję książki o której tytule również dowiadujemy się w dość nieszablonowy sposób – w końcu kto teraz przesyła jeszcze wieści tradycyjną pocztą. ;)
Co o książce mówi strona Wydawnictwa.
Dziewczyna jedzie do Kalifornii, tam gdzie projektuje się przyszłość. I gdzie często trzęsie się ziemia.
A potem dzieje się coś, czego ani ona, ani nikt inny nie potrafi wytłumaczyć.
Nasz świat obraca się przeciwko nam. We Francji przeczuwa to Houellebecq. W Anglii nakręcono Black Mirror, w Stanach – Westworld. W Polsce Manuela Gretkowska jako pierwsza odważyła się napisać, co stanie się za linią świata, który znamy.
Poniżej kilka moich przemyśleń, gdy jeszcze nie wiedziałam, iż mam do czynienia z książką Na linii świata Manueli Gretkowskiej.
Muszę przyznać, iż po przeczytaniu i odłożeniu książki miałam niemały problem z określeniem co autor/-ka miał na myśli.
Po pierwszych dwudziestu stronach byłam przeświadczona, iż mam do czynienia z literaturą współczesną traktującą o problemach i dezorientacji współczesnym świecie. Dwoje zagubionych ludzi próbuje odnaleźć sens i cel swojego życia. Jednak gdy na scenę zaczęła wkraczać technologia, pojawiające się nie wiadomo od kogo zdjęcia, tajemnicze wiadomości… Zaczęłam myśleć, iż książka powoli zaczyna przeistaczać się w jakąś sensacyjną aferę, którą dwójka potencjalnie głównych bohaterów (na początku myślałam, iż są nimi Natasza i Tom) będą chcieli jakoś wspólnie rozwikłać. Muszę przyznać, że to przejście było całkiem fajne. W końcu książek o zagubieniu jest obecnie „po kokardki”, a taka zmiana i dołączeniu nutki tajemniczości jest jak najbardziej ok. Jednak po tajemniczej śmierci Toma, gdy aukcję „przejmuje” Piter, a później naturatorzy to już troszeczkę za wiele – zrobiło się z tego science fiction.
Bohaterzy
Główna bohaterka Natasza od momentu przybycia do Stanów straciła swój blask. Wydawało się, iż jej historia będzie w jakiś sposób rozwijania, a tak naprawdę dostajemy tylko ochłapy i patrzymy na dziewczynę, która trzęsie się ze strachu, jest niezdecydowana i wciąż stara się sobie wytłumaczyć, że to co było w Polsce to przeszłość, że ona przecież nie jest taka. Żadnej przebojowości, nic.
Całkiem dobrze została przedstawiona zaś sylwetka Toma. Skrzywdzony przez matkę, ojciec autystycznego chłopca Ethana, najwybitniejszy w swej dziedzinie naukowiec, pracownik NanoLabu. Obecnie sam stara się „chować” (bo z wychowaniem nie ma to wiele wspólnego) chłopca, gdyż jego matka przebywa w Meksyku, gdzie zajmuje się medytowaniem. Facet ewidentnie widać, iż jest „zdominowany” przez kobiety, z jednej strony jego matka, z drugiej matka jego dziecka podrzuca mu dziecko i znika z jego życia, a on nie robi z tym absolutnie nic.
No i na końcu Piter. Przez większość książki człowiek od reperowania płotu, który nagle pod koniec zaczyna odgrywać pierwsze skrzypce. Wiemy o nim tyle, iż mieszka sam, w domu bez prądu i wody. Studiował medycynę i pochodzi z bogatej rodziny.
Moja rodzina funkcjonuje, ale się nie kocha. Być może jest to sukces, funkcjonować z pokolenia na pokolenie. Nie zostawia się miłości w spadku, nie jesteśmy ze slumsów.
Trochę wieje cliché: bogacz z beznadziejnej emocjonalnie rodziny. Ile razy już tego było w książkach? Postać dość tajemnicza, ale ma swój cel, którym jest Natasza – dla niej jest gotowy zrobić wszystko.
Podsumowując.
Nie wiem, w którą szufladkę miałabym wrzucić tę książkę i niestety nie jestem przekonana co autorka miał na myśli. Jedno mogę zapisać jednak książce na plus. Do momentu, w którym nie rozpoczęła się to dziwaczne science fiction czytało mi się ją bardzo przyjemnie i starałam się wraz z bohaterami odnaleźć i nadać sens ich życiu i o co z tym zdjęciem i tajemniczymi wiadomościami chodzi. Później mam wrażenie, iż całkowicie zabrakło pomysłu co z tą książką zrobić, a przecież „podpisałam cyrograf na 300 stron”. Wszystko zaczyna się mieszać i zakończenie jest trochę „ni przypiął i wypiął”. W sumie powiedziałabym, że z tego, co miałam okazję przeczytać można by stworzyć przynajmniej dwie różne książki.
Premiera książki (za stroną Wydawnictwa) Na linii świata już dziś, choć okładka mogłaby sugerować zupełnie coś innego. ;)
Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję : Wydawnictwu Znak
A ja przyznam szczerze, że mi ten pomysł marketingowy niezbyt się podoba. Tak w zasadzie wychodzi na to, że bloger sam z siebie jest na tyle nieobiektywny, tak bardzo kieruje się nazwiskiem autora/ki, że trzeba mu książkę wysyłać w taki sposób.
A recenzja pokazuje, że to nie dla mnie powieść.
Nie wiem jaki zamysł mieli, ale książka bardzo słaba i niegodna polecenia.