Steampunk rodem z Litwy – czyli Wilcza godzina Andriusa Tapinasa.
Nazwisko Andriusa Tapinasa Litewskiego pisarza science fiction było dla mnie wielką niewiadomą. Wilcza godzina jest bowiem jego pierwszą książką (Vilko valanda została wydana w 2013) i również pierwszą pozycją przetłumaczoną na język polski. Musicie jednak zrozumieć, steampunk to ostatnio moje klimaty, więc ciężko było mi nie zerknąć i nie skusić się na propozycję Wydawnictwa Sine Qua Non. :)
Jest rok 1905.
Wilno od kilkudziesięciu lat jest wolnym miastem należącym do Aliansu, w którego skład wchodzą między innymi Kraków, Praga, Rewel i Konstantynopol. Właśnie w tym mieście prym wiodą alchemicy, którzy wynaleźli między innymi prometyl – gaz napędzający potężne sterowce, a tym samym ułatwiający podniebne, szybkie podróżowanie. Również na ulicach Wilna widoczny jest ich wpływ, po mieście bowiem poruszają się parowe karety, a porządku pilnują specjalnie skonstruowane golemy.
To właśnie w tym mieście zaplanowano najbliższy Szczyt pomiędzy najpotężniejszymi Państwami Europy. Jak łatwo się domyślić, każdy z przybyłych gości będzie chciał, aby jego obecność została zauważona. Jakby tego było mało ludzie zaczynają wychodzić na ulicę. Czy protest i żądania mieszkańców Wilna akurat teraz są przypadkiem, czy może ktoś próbuje zdestabilizować sytuację w mieście na czas szczytu? Jak z zamieszkami i szczytem poradzi sobie Legion Wileński pod dowództwem Antoniego Srebro?
Początek dla mnie troszeczkę niemrawy. Nie mogłam się “wkręcić” i wciąż spoglądałam, ile to jeszcze kartek zostało do końca rozdziału. Aż w końcu alternatywna historia Wilna mnie pochłonęła, a duża w tym zasługa niesamowicie pozytywnego i wyrazistego bohatera Antoniego Srebro. :) Dzięki swojej inteligencji doskonale dogaduje się zarówno z ludźmi ulicy, jak i tymi “na stołkach”. Dodatkowo trzeba przyznać, iż ma on “nosa”. Potrafi przewidzieć każdą sytuację i znaleźć dla niej rozwiązanie. Do tego niejednokrotnie sam umie podkasać rękawy i jak trzeba, nie boi się “dać po mordzie”. ;)
Jeżeli chodzi o fabułę, to “kręcimy” się wokół trzech historii. Pierwszą z nich jest szczyt i związana z nim polityka, podstępy, rozliczne prowokacje, intrygi, szpiegowanie, wywieranie wpływów, a nawet morderstwa. Drugim tajemnica kryjąca się w podziemiach miasta. Trzecim zaś wątkiem jest Miła – przybrana córka Nikodem Twardowskiego – wybitnego uczonego, odludka obecnie mieszkającego w Wilnie. Dziewczyna ma szczególne zdolności, którymi zainteresowana jest szczególnie praska Loża Wskrzesicieli. To przez ich działania musi ona opuścić bezpieczną kryjówkę w Krakowie i udać się do Wilna, gdzie ma nadzieję zakończyć swoją tułaczkę i odetchnąć w spokoju.
A co z tym steampunkiem?
Jest. Acz mam wrażenie, iż autor skupił się bardziej na “podróży” ulicami Wilna niż na opisywaniu automatonów, elektrolabiów czy bioników. Andrius Tapinas chyba uznał, iż te wynalazki są tak oczywiste, że nie wymagają dłuższego zatrzymywania się przy ich konstrukcji. Czy słusznie? Mi osobiście zabrakło tych kilku szczegółów tłumaczących zasady ich działania.
Podsumowując. Wilcza godzina Andriusa Tapinasa to bardzo klimatyczna wizja alternatywnej historii Wilna, w której autor skupia się przede wszystkim na gierkach politycznych i intrydze, a dopiero w drugiej kolejności, gdzieś w tle ukazuje nam Wilno opanowane przez alchemików i ich mechaniczne zabawki. Niemniej jednak książka w moim odczuciu jest bardzo dobrym debiutem, a jej zakończenie pozostawia w głowie mnóstwo pytań i sugeruje całkiem dobrze zapowiadającą się steampunkową trylogię.
Ja generalnie do steampunka podchodzę jak pies do jeża – niby mnie to kusi, ale jednak trochę się boję. Nie wiem, czy to jest dobra książka na początek, ale lubię politykowanie w fantastyce, więc ściągnęłam na czytnik i zobaczymy. Mam nadzieję, że to nie będzie zły wybór :)
Tu ten steampunk nie wylewa się z każdej strony, a wręcz miałam wrażenie, iż jest on tylko dodatkiem do intrygi i polityki. Więc jeżeli lubisz politykowanie to uważam, iż powinna przypaść Ci do gustu. :)
Powiem szczerze, że rzuciłem tę książkę na półkę “niech sobie leży, kiedyś przeczytam”, ale po twoim tekście mam wrażenie, że potraktowałem ją bardzo niesprawiedliwie i chyba zabiorę się za lekturę w trybie natychmiastowym ;)
Co Cię przekonało?
Spodziewałem się, że to kolejna mechaniczna fantazja bez polotu – z Twojego wpisu wynika, że więcej tu sentymentów po dziewiętnastowiecznym Wilnie.
Jeżeli jeszcze poza sentymentami interesuje Cię intryga polityczna to możesz brać się z książką za bary. ;)
Książkę zamówiłam, będzie czytana w najbliższej przyszłości :) Mam nadzieję, że przypadnie mi do gustu bardziej niż “Mechaniczny” Tregillisa. :)
“Wilcza godzina” jest diametralnie inna niż “Mechaniczny”. Więcej w niej opisów Wilna, intrygi a troszkę mniej steampunku. Mam nadzieję, że Ci się spodoba. :)
A ja szczerze przyznam, że mi się podoba takie rozłożenie akcentów – intryga przede wszystkim, a para w tle. Może się skuszę.
Słyszałam wiele pozytywnych, jak i negatywnych słów o niej, więc narazie sobie ją odpuszczę. Fajnie, że Tobie się podobała.
Ja natknęłam się tylko na jedną negatywną opinię w tonie “nie lubię steampunku i książek fantastycznych. (ble ble ble). Książka była beznadziejna.” Uśmiałam się po niej strasznie. Ale masz rację, jak nie jesteś przekonana to lepiej na razie sobie odpuść. :D
Fakt, mogło być więcej steampunku, ale tak jak napisałaś, debiut bardzo obiecujący :)
Ciekawi mnie jedno, czy w kolejnym tomie rozwijany będzie bardziej wątek polityczny, czy już autor mocniej pociągnie część alchemiczną ze steampunkiem. :) Osobiście wolałabym to drugie. ;)
Haha, właśnie podobne pytanie zadałam odpowiadając na Twój komentarz u siebie :D
Czytamy sobie w myślach ;)
Trochę nie w moim klimacie, ale kusi. Nie raz już się przekonałam, że wrażenie może być dość złudne, bo w gruncie rzeczy trudno mi powiedzieć, że jakiegoś gatunku nie lubię (no dobra nie lubię erotycznych i romansów, nie wchodzą mi).
Nic twórczego napisać nie mogę, bo się też nie znam. Lubię alternatywne miasta i dobre debiuty, więc chciałabym przynajmniej spróbować :)
Romansu, ani erotyki w “Wilczej godzinie” nie uświadczysz więc myślę, że warto spróbować. A może nawet polubisz steampunk. ;)