307 Dywizjon Myśliwski Nocny „Lwowskie Puchacze” czyli Turkusowe szale Remigiusza Mroza.
W czytelniczych planach znowu miało wpaść na czytnik coś od Remigiusza Mroza. Rozważałam kilka opcji, ale najbardziej skłonna byłam pochylić swoją głowę (i kiesę) ku Parabellum. Jednak wtedy jak grom z jasnego nieba raziła mnie informacja o „nowej Chyłce”. Cały misternie układany w głowie plan szlag trafił. ;) Stwierdziłam więc, że nie będę zaczynać serii, ale pokuszę się o jakiegoś „singla”. Pamiętając moje bardzo pozytywne odczucia po przeczytaniu Dywizjonu 303 Arkady Fiedler’a długo nie musiałam się zastanawiać, wybór okazał się prosty. Turkusowe szale zajęły miejsce w czytniku.
Mamy rok 1940. Nieba nad Wielką Brytanią strzegą nie tylko jednostki RAF, ale także stacjonujące tam oddziały polskiego lotnictwa na czele z Dywizjonem 303. Jednak tym razem nie będzie to opowieść o najsłynniejszych „szaleńcach” patrolujących brytyjskie niebo, a o wydarzeniach związanych z 307 Dywizjonem Nocnym Myśliwskim „Lwowskich Puchaczy”. Mimo sporych umiejętności piloci tegoż Dywizjonu miast walczyć wciąż „grzeją ławę”, a ich przestarzałe latające trumny są pośmiewiskiem wśród „herbaciarzy”. Jednak dwóch szaleńców Feliks Essker – „Lucky” oraz Leon Merowski zwany „Merowingiem” nie potrafią pogodzić się z marginalizacją ich oddziału i postanawiają wziąć sprawy w swoje ręce. Po ich szaleńczej akcji „Lwowskie Puchacze” w końcu otrzymują swoją szansę. Od tego momentu wszystko zdaje się iść w lepszym kierunku, gdy pojawia się informacja, iż w szeregach 307 ukrywa się szpieg. Jak potoczą się losy dwóch narwańców no i czy uda się zdemaskować szpiega?
Od momentu, kiedy wzięłam Turkusowe szale do ręki – przepadłam. Historia niesfornych pilotów pochłonęła mnie bez reszty i nie mogłam się od niej oderwać do tego stopnia, iż czytałam ją nie tylko w trolejce, ale i w drodze z przystanku do domu.
Akcja książki jest wartka, a nietuzinkowych bohaterów nie da się nie lubić i nie kibicować im całym sercem od pierwszej do ostatniej strony. No i mimo całego fenomenalnie spiętego kontekstu historycznego (fabuła opiera się na rzeczywistych wspomnieniach i dokumentach), książkę czyta się niezwykle lekko i wciąż czuć przewijającą się tu i tam patriotyczną nutę.
Jeżeli jeszcze nie mieliście okazji zapoznać się z książką, a lubicie powieści sensacyjne czy też wojenne z czystym sumieniem mogę Wam polecić Turkusowe szale Remigiusza Mroza. Nie będziecie zawiedzeni. :)
Bardzo dobrze wspominam „Turkusowe szale”. Parabellum zresztą również. Mróz w takim wydaniu przemawia do mnie bardziej niż w tym kryminalno-sensacyjnym :)
Po „Turkusowych szalach” mogę powiedzieć to samo. Po kolejnym Forscie zabieram się za Parabellum i zobaczymy czy zdanie podtrzymam,. ;)