Ballada o przestępcach – Marcin Hybel.
Lubię książki, których akcja rozgrywa się w średniowiecznej Anglii. Dlatego też skusiła mnie Ballada o przestępcach Marcina Hybel.
Dwójkę głównych bohaterów ballady – Williama oraz Gilberta – poznajemy w wieku pacholęcym, gdy wraz z rodzicami podróżują do Londynu. Niestety nie jest im dane w komplecie dotrzeć do celu, gdyż zostają oni napadnięci przez szajkę bezwzględnych łotrów. Chłopcy jako przyszły narybek szajki zostają oszczędzeni i zabrani do mieściny pod Londynem.
Na miejscu dwójka urwisów zostaje sklasyfikowana i przydzielona do odpowiedniego szkolenia. Początkowo wspólnie przechodzą szkolenie żebracze, jednak jakiś czas później zostają rozdzieleni i starszy William poznaje tajniki sztuki złodziejskiej, z młodszy wyglądający jak cherubinek Gilbert przechodzi niezwykle brutalne szkolenie, po którym ma stać się bezwzględnym mordercą.
Ballada o przestępcach Marcina Hybel nie była jakimś szczególnym odkryciem, ale sama w sobie przypadła mi do gustu. Historia, jak i bohaterowie byli realni. Ten przestępczy półświatek był taki, jaki w moim odczuciu być powinien. Pełen przemocy, pozbawiony przyjaźni, sentymentalizmów świat, w którym nie liczy się człowiek, a tylko pełna kiesa szefa gildii.
Wracając jednak do bohaterów – to ich przeszkolenie wzbudzało spore emocje. Zastraszone dzieci zmagające się z codziennym cierpieniem, niemające nawet czasu, by spokoju opłakać utraconych rodziców, aż ciarki po plecach przechodziły. Sam zaś skomplikowany proces nauczania wraz ze szczegółami treningu budził odrazę, szczególnie jeżeli chodzi o wytrenowanie perfekcyjnego, wyzutego z uczuć mordercy.
Ballada o przestępcach to dobra, realna historia z przyzwoicie wykreowanymi bohaterami, warta polecenia. Pamiętajcie jednak o tym, iż brutalność i wulgaryzmy są stałym elementem książki, więc jeżeli jesteście nadto wrażliwi, to lepiej omijajcie ją szerokim łukiem.
Tydzień temu nawet nie wiedziałam o istnieniu tej książki, a teraz jesteś trzecią osobą, która o niej wspomina. Co jest grane? Zdecydowanie dodaję do mojej listy “must read”, ponieważ Twoja recenzja ostatecznie przekonuje mnie, że warto zainwestować w nią czas (i zapewne pieniądze…) :)
Dziwne, bo książka swoje pięć minut miała jakieś pół roku temu. ;)
Czekam zatem na Twoje wrażenia po przeczytaniu książki.
Ogólnie tak bardzo wrażliwa nie jestem ale trochę raziły mnie te wulgaryzmy, czasami naprawdę zbędne. Sama historia bardzo ciekawa i naprawdę pochłaniałam stronę za stroną w zawrotnym tempie:)
Raziły Cię te wulgaryzmy, bo Ty “Sztywnego” nie czytałaś. ;)
Czytałam tę książkę w tamtym roku i przyznam, że spodobała mi się ona :) Może osobiście rozwinęłabym trochę bardziej wątek Gilberta, bo miałam wrażenie, że autor go pominął, ale czytało się ją przyjemnie.
Dla mnie ten skąpy wątek z Gilbertem jeszcze bardziej miał podkreślić jego mroczność.
Na pewno masz rację i właśnie takie było założenie autora, ale chyba tu wychodzi na wierzch moje zamiłowanie do kryminałów- im krwawiej, mroczniej tym lepiej i pragnę tego więcej :P
Każdy ma jakiegoś bzika… ;)