Niebieska seria Fabrycznej Zony – Ziemia Niczyja Jana Waletowa.
Ziemia Niczyja Jana Waletowa to kolejna powieść postapokaliptyczna od Fabrycznej Zony. Tym razem idąc tropem koloru okładki spodziewałam się jak w przypadku Lodowej cytadeli, przeszywającego mrozu i odrobiny śniegowych mutantów. Z zapałem przeczytałam blurb zamieszczony na końcu książki. Zaskoczona stwierdziłam, że uszu sobie nie odmrożę, ale zapowiada się na fajne czytadło, a kolejny ciekawy świat uchyla przede mną swoje drzwi.
Ta zatruta, krwawiąca ziemia jest ojczyzną dla wielu, którzy przeżyli katastrofę. Ojczyzną, której są gotowi bronić do ostatniego tchu. Jedyny dom odważnych ludzi, dawno umarłych dla całego pozostałego świata. Ich ziemia. „Ziemia Niczyja”.
I po kiego grzyba ja uchylałam te drzwi…
W dużym skrócie – książkę przemęczyłam. Niby akcji „po kokardki”, bohater skrojony całkiem przyzwoicie, a ja nie mogłam się przebić i gubiłam się jak dziecko we mgle.
A wszystko przez to, że ten świat „po” to jakaś jedno wielkie nieporozumienie. Na śniadanie, obiad i kolację autor postanawia bowiem zaserwować czytelnikom polityczne rozgrywki i machlojki władzy. Namiastką deseru jest zaś to, co powinno być sednem całej historii – zniszczony świat, w którym runęły zapory.
Zdaję sobie sprawę, że Ziemia niczyja to początek całego uniwersum, ale szczerze mówiąc nie wiem, czy będę chciała pokusić się na coś więcej.
Miałem niestety podobne odczucia. Słaby początek. ;/
Powiedziałabym, że wręcz dramatycznie słaby i mocno się zastanawiam czy “bawić się” w to Uniwersum czy też nie.
Podobnie niestety.