„To już jest koniec…” – czyli Przebudzenie króla Maggie Stiefvater.
Stało się. Cykl Kruka Maggie Stiefvater doczekał się swego zakończenia. Na Przebudzenie króla nie musiałam czekać długo, choć przyznam szczerze, Wiedźma z lustra nie nastroiła mnie pozytywnie, ale wciąż dawała nadzieję, że cały ten cykl uda się zakończyć, jeżeli nie „z przytupem” to chociaż przyzwoicie.
Niestety moje nadzieje bardzo szybko zostały rozwiane, a całość książki mnie mocno rozczarowała.
Nie będę się wiele rozwodzić nad tą czytelniczą porażką. Gdyż autorka, zamiast skupić się na zakończeniu i poszukiwaniach Glendowera uskuteczniała lanie wody i całą atmosferę trafił…
Walorów książki nie podnieśli też główni bohaterowie. Przez większość czasu byli po prostu mdli. Do tego absolutnie nie rozumiem tego, co autorka zrobiła z samym Adamem. Co to zmiana i zniszczenie osobowości miały pokazać?
No i na sam koniec ja się jeszcze pytam Pani Stiefvater – po co ten Epilog? Nie dość, że zakończenie „wiało sandałem”, to jeszcze na deser dostaliśmy ten nikomu nie potrzebny twór.
Podsumowując. Przebudzenie króla Maggie Stiefvater nie wniosło absolutnie nic i miała wrażenie, że autorka chciała wiele, ale sama się pogubiła w swojej głowie. Sam zaś cykl można było równie dobrze skończyć w trzech tomach i pominąć te nic nieznaczące epizody, które stały się tylko zapychaczami papieru.
Szczera prawda, też się wynudziłam i musiałam się zmuszać do czytania…
Dokładnie. Książka specjalnie nie gruba, a miałam wrażenie, że czytam ją całe wieki. Po pierwszym tomie zapowiadało się fajne czytadło, a od “Wiedźmy z lustra” rozpoczęła się równia pochyła.