Uniwersum Metro 2033. Prawo do życia Denis Szabałow.
Po przeczytaniu Prawa do użycia siły Denisa Szabałow’a byłam mega pozytywnie nakręcona i nie ukrywam, że z podekscytowaniem czekałam na kontynuację losów Daniły. Jednak tuż po pojawieniu się na rynku książki Prawo do życia zawitał u mnie lekki niepokój. Wszystko przez niezbyt pochlebne opinie, na które miałam okazję rzucić okiem, przeglądając internety. Mój mąż niezrażony opiniami porwał pierwszy książkę w swe objęcia i powiedział tylko „nie wiem, o co im chodzi, jest spoko”. Mrucząc pod nosem, żeby nie ważył się nic spoilerować odetchnęłam z ulgą i grzecznie czekałam, aż książka wpadnie w końcu w moje ręce.
Prawo do życia rozpoczyna się w momencie, gdy Daniła z grupą wiernych towarzyszy wyrusza, by wziąć udział w wyprawie Bractwa, która ma zapewnić lepsze jutro i pożywienie dla ludzi ze schronu Siedrobsku. Akceptuje tym samym, iż w celu poprawy życia swojego i swoich najbliższych będzie musiał zabijać innych ocaleńców. Jak wyglądała wyprawa? Czy udało się dotrzeć do celu? Przekonajcie się sami.
Czym Prawo do życia różni się od Prawa do użycia siły? Głównie tym, że akcja toczy się nie w schronie, a w drodze i skupia się tylko wokół jednego bohatera – Daniły. Pozostałe elementy powiedzmy, że pozostają bez zmian.
Czyli w powrotach do przeszłości ponownie obserwujemy życie Daniły w schronie oraz drogę jaką przeszedł by zostać świetnym Stalkerem. Teraźniejszość to zaś pancerna karawana, świat po zagładzie, napotkani ludzie i ich życie, poznawanie nowych towarzyszy podróży i kotłujące się w głowie Saszki wątpliwości.
Niby znowu takie nic z banalną fabułą. A jednak każdy rozdział jest ciekawy na swój sposób, a niektóre potrafią nawet wcisnąć w fotel. I mimo tego, że w głowie mamy już poukładane zakończenie po dość wymownym prologu to i tak wszystko się w nas kotłuje i nie wiemy co z sobą zrobić.
Polecam i z niecierpliwością czekam na zakończenie trylogii. Muszę przyznać, że z mężem nadaliśmy jej już tytuł roboczy Prawo do zemsty. ;) Ciekawe czy nasze dywagacje okażą się słuszne. :)
Mnie na szczęście dalej te klimaty postapo cieszą. :) Co zaś się tyczy Szabałowa, to książka jest mocno szczegółowa w aspekcie broni i całego wyposażenia przez co może się wydawać mocno nudnawa. Mi akurat to odpowiada. Do tego strasznie przypasował mi ten styl z retrospekcjami, na który sporo osób narzeka. Dlatego też nie mogę się doczekać zakończenia trylogii.
Te aspekty militarne w Prawie do użycia siły uznałam akurat za plus :) Gryzło mnie za to wrażenie, że autor tęskni za czasami socjalizmu i totalnego patriarchatu, bo fabuła fabułą, ale sposób pisania o tym wiele pokazuje.
Może nie zwracam uwagi na ten patriarchat, ponieważ osoby, z którymi współpracuję z Rosji, mają dokładnie takie samo podejście do tematu. :) Mimo że nie mają nawet 40 lat z rozrzewnieniem, choć nie nachalnie wspominają czasy socjalizmu. W tym duchu też wychowują swoje dzieci. Więc mogę powiedzieć, że ta mentalność jest mi dobrze znana i nie zwracam na nią uwagi.
Mnie to z kolei raziło… I o ile jestem sobie w stanie w pełni wyobrazić, że podobne poglądy i ta tęsknota są szeroko rozpowszechnione, o tyle na szczęście nie dotyczy wszystkich Rosjan, a przykład mam bardzo bliski i naoczny, bo w postaci męża ;)
Na szczęście :D Nie mniej jednak kontakty z ludźmi z takimi, a nie innymi poglądami sprawiają, że pewne aspekty już się w „oczy nie rzucają”.
O ile bardzo lubię klimaty UM 2033, o tyle “Prawa do użycia siły” szału na mnie nie zrobiło i nie mam ochoty wracać do Szabałowa. W ogóle zauważyłam, że chyba moja fascynacja Metrem zaczyna się wypalać, bo wcześniej z entuzjazmem witałam każdy nowy tom, a teraz jakoś już mnie nie ciągnie do nich…
Mój przyjaciel jest fanem tego Uniwersum. Zwłaszcza autorów z Rosji. Ja dopiero męczę Metro 2034, które jakoś ciężko mi idzie i na razie leży.
Metro 2034 jest mocno średnie, nawet śmiem pokusić się o stwierdzenie, że jest słabe. W mojej ocenie szkoda na nie czasu. Autor popłynął trochę na fali popularności i pozwolił sobie na straszną chałę. W 2035 się zrehabilitował.