Cykl: Legendy zrujnowanego miasta i Upadła Świątynia Dominiki Węcławek
Trzecia zielona z cyklu Legendy zrujnowanego miasta do kolekcji. :D Trzymając w rękach książkę Dominiki Węcławek Upadła Świątynia byłam dość mocno podekscytowana. Tak jest, w końcu mamy pierwszy klimacik postapokaliptyczny w Fabrycznej Zonie poczyniony kobiecą ręką.
No i tyle było z mojego zachwytu.
Po kolei jednak. Przenieśmy się do Warszawy dwie dekady po nuklearnej zagładzie. Ocaleńcy schronili się w metrze i tam starają się ułożyć sobie życie na nowo. Mimo braku wygód i wielu przeciwności losu ludzie próbują jakoś funkcjonować.
Jakby jednak tych wszystkich utrudnień w codziennym życiu było mało, to do pakietu dołącza się jeszcze tajemnicza siła, która obiecuje to, co dawno zostało już utracone. Główny bohater Stach wraz z przydzieloną grupką ludzi ma za zadanie znaleźć, zbadać i ewentualnie zneutralizować nowe zagrożenie.
Przed ekspedycją długa i niebezpieczna droga, która prowadzić będzie zarówno ciemnymi tunelami, jak i skutą lodem powierzchnią.
No i ze wstępu to by było na tyle. Bo fabuła książki to trzeba powiedzieć sobie otwarcie – nic odkrywczego. Grupka ludzi sklecona do ekspedycji – tendencyjna jak postacie z brazylijskiej telenoweli, a świat w którym umieszczona została cała akcja zaś płytki i pozbawiony szerszych opisów czy też kluczowych lokalizacji.
Jednak żeby nie było, Upadła Świątynia ma dla mnie dwa istotne plusy. Pierwszym są bohaterowie. Konstanty – samotnik, z ciekawą historią, Lidka – świetna medyczka. Brat Franciszek – trafiony w punkt ze swoją wiarą i podejściem do misji. No i na końcu stalkerzy, którzy idealnie wpasowują się w tło i klimat książki.
Drugim aspektem który przypadł mi mocno do gustu są retrospekcje. To właśnie one podniosły dla mnie wartość całej książki.
Upadła Świątynia mimo, iż wpleciona w wykreowany przez Bartka Biedrzyckiego świat, z którego czerpie pełnymi garściami jest niestety mocno przeciętna. Autorka mogła swobodnie wrzucić tu jakąś intrygującą historię, mogła ten świat rozbudować i dorzucić coś od siebie – a w mojej ocenie nie stało się ani jedno, ani drugie. A może to po prostu ja mam za duże wymagania?
No Comment! Be the first one.