Trawers Remigiusza Mroza – czyli co słychać u komisarza Forsta.
Po zakończonych „z przytupem” Ekspozycji i Przewieszeniu przyszła kolej na Trawers Remigiusza Mroza. Jednym słowem, czas uwieńczyć przygodę Rambo z Podhala. ;)
Życie komisarza Forsta legło w gruzach. Olga Szrebska nie żyje, Agata została zamordowana, Bestia z Giewontu chodzi po wolności, a on odsiaduje właśnie wyrok 25-lata pozbawienia wolności i powoli przysposabia się do więziennego życia.
Jednak jak łatwo się domyślić Bestia z Giewontu nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. W Tatrach dochodzi do kolejnego morderstwa, a w ustach ofiary spoczywa syryjska moneta. Czy to na pewno sprawka Bestii, czy może tylko jakieś porachunki niedawno przybyłych na Podhale uchodźców? Edward Osica wraz z prokurator Dominiką Wadryś-Hansen spróbują ostudzić nieco nastroje wśród miejscowych oraz wyjaśnić tę sprawę. W tym czasie, gdy w Zakopanem zabawa trwa już na całego, Wiktor otrzymuje tajemniczą przesyłkę. Wszystko wskazuje na to, że nawet w więzieniu Bestia nie da mu spokoju. A może przesyłka jest wskazówką, że Olga żyje? Jak odkryć prawdę zza krat? Czy nowe więzienne „zwyczaje” pozwolą mu trzeźwo myśleć?
Trawers Podobnie jak w przypadku dwóch poprzednich części cyklu był dynamiczny, intrygujący, lekko prześmiewczo, a przede wszystkim na czasie. Nie wiem jak autor to zrobił, ale niesamowicie umiejętnie wplótł w historię Forsta obecną ciężką sytuację migracyjną w Europie. Więc oprócz rozwiązywania zagadki Bestii z Giewontu, zmuszeni jesteśmy do refleksji nad naszym stosunkiem do inności i obcych.
To jednak nie koniec niespodzianek. Uwaga, uwaga – Chyłka nadchodzi. Wprowadzenie charyzmatycznej prawniczki powoduje, iż po zakończeniu cyklu z Forstem, chcemy poznać jej losy – idealny marketing samego siebie. Nic dodać nic ująć.
Żeby się nie powtarzać, napiszę tylko kopara w dół i ukłon w stronę autora. Nie tak sobie to zakończenie w głowie poukładałam. ;) Więc jeżeli jeszcze nie mieliście okazji sięgnąć po Forstową trylogię Remigiusza Mroza to natychmiast „ugaście ten pożar” i zabierzcie się zaczytanie. :)
Przyznaję bez bicia – nie czytałam recenzji. A to z tej prostej przyczyny, że ostatnio wciąż natrafiam na tę trylogię i chyba w końcu muszę się za nią zabrać. Przeczytałam tylko końcówkę i potwierdzasz wcześniejsze opinie – Mróz ma talent. Czas coś z tym zrobić… :)
Pozdrawiam :)
Mnie właśnie skusiły te „ataki” z każdej strony i cóż nie zawiodłam się. Jest trochę niedociągnięć, a niektóre wątki są traktowane po macoszemu, ale to nie zmienia faktu, że książki czytało się naprawdę przyjemnie i wciąż chciało się więcej.
Swoją drogą nie wiem jak autor to robi, ale pamiętam, że całkiem niedawno była premiera czwartej części z Chyłką, a na listopad zapowiedziana została nowa premiera. Zaczynam podejrzewać jakieś konszachty z siłami nieczystymi ;)
Albo jest tak zdyscyplinowany jak King ;-) Jakiś czas temu na konwencie czy innym spotkaniu autorskim spotkali się Martin i King. Martin zastanawiał się, jakim cudem King jest w stanie tak dużo pisać, bo jak on nie ma weny, to przez miesiąc potrafi nie napisać nawet jednej strony (widać…). King stwierdził, że codziennie pisze przynajmniej dwie strony. Nawet jeśli nie ma weny i później ostatecznie tego nie wykorzysta, to trzyma się w ryzach i zmusza do pracy, bo taka rutyna przynosi efekty. Jakby nie patrzeć jest jednym z najbardziej „płodnych” pisarzy na świecie.
Remigiusz Mróz podobno tworzy 10-15 stron dziennie. Ma do tego powołanie i jak tak dalej pójdzie z ilością książek przebije samego Kinga. ;)
Ma facet natchnienie :) Jeśli tylko utrzymuje poziom, a po pochlebnych opiniach sądzę, że tak właśnie jest, to nic tylko się cieszyć :)
Ja bym powiedział, że gość ma raczej nadprodukcję. Czekam tylko kiedy zacznie się „powtarzać” z motywami lub z charakterami postaci.
Maciek z Ciebie to jest taki typowy czarnowidz. ;)