Cykl Szklany Tron. Dziedzictwo ognia Sarah J. Maas
Korona w mroku skradła moje serce, a jednocześnie rozdarła je pół. Z drżącymi rękami sięgnęłam po kolejną odsłonę cyklu Sarah J.Mass Dziedzictwo ognia. Byłam cała podekscytowana, chciałam szybko poznać dalsze losy Celaeny, Chaola i Doriana. Z drugiej obawiałam się, że książka nie będzie trzymała takiego poziomu jak poprzednia i srogo się na niej zawiodę.
Na szczęście jednak było odwrotnie. Przenieśmy się Wendlyn, bo to właśnie po długiej i męczącej podróży trafia Celeana. Chcąc uzyskać informacje o Kluczach Wyrda, udaje się ona na spotkanie z władczynią Fae – ciotkę Maeve. Ta odmawia udzielenia jej jakichkolwiek informacji do czasu, aż sobie na to zasłuży. W skrócie ma opanować magię, którą nosi w sobie o dziecka, a jej nauczycielem będzie niezwykle wygadany Rowan Biały Cierń.

Rowan
Źródło: http://taratjah.tumblr.com/
Gdy Celeana świetnie bawi się z Rowanem, ;) Chaol i Dorian próbują dojść jakoś do ładu po ostatnich wydarzeniach. Przestali sobie wzajemnie ufać, a ich przyjaźń wisi na włosku. Jakby tego było mało do Adarlanu przybywa niejaki Aedion Ashryver. Swą osobą zaognia on tylko już i tak napiętą atmosferę. Gość ma jednak bardzo ciekawą rolę i nie sposób go przeoczyć.
Pojawia się także nowa ciekawa postać, ze swoją oddzielną historią – czarownica Manon Czarnodzioba. Poznajemy ją oraz jej “trzynastkę”, gdy wraz z innymi czarownicami próbuje walczyć o władzę między skłóconymi klanami, a przy tym nieźle się bawi podczas okiełznywania całkiem sprytnej wywerny.
Podsumowując. Czytając Dziedzictwo ognia nie byłam zawiedziona nawet przez jedną sekundę. Ogrom wydarzeń, wprowadzenie nowych postaci, rozwój już znanych bohaterów znowu mnie porwały. Rozdzielenie akcji na trzy różne lokalizacje to również pomysł strzelony w dziesiątkę, który powodował dodatkowe emocje i wypieki na twarzy.

Dorian i Sorscha
Źródło: http://taratjah.tumblr.com/
Czytam sobie o Celeanie, choć może już powinnam pisać, że o Aelin, a tu znienacka atakuje mnie historia Chaola i Doriana – kurczak dlaczego w tym momencie, ja chcę wrócić do Aelin. Klepię podekscytowana paluchem po czytniku z zapartym tchem i czytam dalej. Dlaczego teraz przeskakujemy do Manon Czarnodziobej. Ja chcę wiedzieć, co się dzieje z chłopakami, ja chcę tu zostać. Tak w kółeczko. ;)
No i oczywiście “wisienka na torcie” zwana zakończeniem. Ta po raz kolejny w wykonaniu Sarah J. Mass prowadzi od euforii na skraj rozpaczy. Muszę jednak przyznać, że w jakimś stopniu “lubię to”. ;) Bo w moim odczuciu niesprawiedliwość, a nawet śmierć bohaterów są duże lepsze niż “zagłaskiwanie” oraz wyprowadzania ich z każdej sytuacji obronną ręką.
Zatem mimo rozerwanego na milion kawałeczków serca – polecam mocno, bo jest to jedna z lepszych książek, jakie miałam okazję czytać.
2 komentarze
Kasiek
16 sierpnia 2016 at 09:32Oh tak bardzo chciałabym przeczytać te serię, ale nie wiem, czy uda mi się ją dorwać w bibliotece :(
Sylwka
16 sierpnia 2016 at 10:11Na pewno się uda :)