Płatki na wietrze – czyli dalsze losy dzieci „z poddasza”.
Płatki na wietrze Virginii Cleo Andrews to kontynuacja losów trójki z czwórki rodzeństwa z budzącej nie małe emocje książki Kwiaty na poddaszu. Nie przypuszczałam, że losy rodzeństwa Dollangangerów tak bardzo mnie poruszą i nie będę mogła zapomnieć o ich losie. Więc bez zbędnego ociągania, wciąż pełna emocji zabrałam się za czytanie i śledzenie ich dalszych losów.
Historia rozpoczyna się w tym samym momencie, w którym rozstaliśmy się z rodzeństwem. Mianowicie cała trójka jest w podróży autobusem na Florydę. Niestety w jej trakcie najmłodsza Carrie zaczyna czuć się bardzo źle – jest osłabiona, blednie, aż w końcu ku nie uciesze pozostałych pasażerów autobusu wymiotuje. Dalsza podróż w tym stanie z Carrie jest niemożliwa. Na szczęście w autobusie dzieci spotykają Henriette Beech – głuchoniemą, czarnoskórą kobietę o wielkim sercu, która postanawia pomóc rodzeństwu. Zabiera on ich do swojego pracodawcy doktora Paula Sheffielda, u którego jest gospodynią. Los w końcu uśmiechnął się do rodzeństwa Dollangangerów – Carrie otrzymuje fachową pomoc lekarską, a sam doktor wyraża chęć dalszej opieki nad całą trójką. Czyż można wyobrazić sobie lepsze „zakończenie”?
Płatki na wietrze są inne… Trochę jakby mało wiarygodne. Wszystko, co przytrafia się tym młodym ludziom jest „czarne albo białe”. Nie ma tu pośrednich kolorów.
Cathy jest do bólu przesiąknięta chęcią zemsty. Nie jest w stanie myśleć o niczym innym. Mimo że z powodzeniem realizuje swoje marzenie o zostaniu primabaleriną widać, że nie potrafi się tym cieszyć, a przeszłość odbiła swoje piętno na jej psychice. Do tego staje się bardzo kochliwą istotką. Potrafi i wie jak kokietować mężczyzna, którzy ulegają jej urokowi i walczą o jej względy, a ona jako młoda kobieta niejednokrotnie „wodzi ich za nos”.
Chris z kolei jest jej absolutnym przeciwieństwem Cathy. Mocno pozytywny, widzący tylko dobro dookoła. Widać, że w jego psychice mocno tkwi przeszłość, jednak nie daje się on zwariować i próbuje cieszyć się teraźniejszością. Próbuje również namówić do tego Cathy – lecz z marnym skutkiem. Również realizuje swoje największe marzenie – zostaje lekarzem.
W końcu najmłodsza Carrie, która po całym zamieszaniu potrafi ufać tylko rodzeństwu, doktorowi Sheffield’owi oraz Henni. Nie umie odnaleźć się w szkole i jakby to mogło wyglądać inaczej – musi spotkać ją tam ogromna krzywda. Widać, że ciągle mocno cierpi po stracie brata bliźniaka, często go wspomina i myśli o nim. Mimo że ma szczęście „na wyciągnięcie ręki” nie potrafi „go złapać”, przeszłość ją dominuje i płaci za nią najwyższą cenę.
Nie ukrywam, że po przeczytaniu Płatków na wietrze mam mocno mieszane uczucia, szczególnie wobec Cathy, która opisuje całą historię z jej perspektywy i z czystym sumieniem można powiedzieć, że zdominowała tę książkę. Nie wiem, czy mam jej współczuć, litować się nad nią, czy sama jej postawa budzi we mnie obrzydzenie. Fabuła jest mocno pokrętna, wręcz irytująca, a język prosty i często naiwny być może był odpowiedni dla pierwszej części, gdy widzieliśmy wszystko oczami dwunastoletniej dziewczynki, a nie teraz gdy na świat spoglądamy oczami dwudziestoletniej kobiety.
Płatki na wietrze mnie nie zachwyciły, wręcz rozczarowały. Nie zmienia to jednak faktu, że co rozpoczynam to muszę skończyć, więc przede mną kolejna część losów dzieci z poddasza w książce A jeśli ciernie.
No Comment! Be the first one.