Ogród cieni Virginia Cleo Andrews – już nie o “dzieciach z poddasza”.
Co mnie podkusiło? Naprawdę nie wiem, chyba stałam się jakąś książkową masochistką. Po tak fatalnych i irytujących mnie poprzednich częściach serii (Płatki na wietrze, A jeśli ciernie, Kto wiatr sieje) postanowiłam jednak dokończyć i sprawdzić dalsze losy “chorej” rodzinki Dollangangerów, czy raczej powinnam powiedzieć Sheffield’ów. Więc wzięłam Ogród cieni Virginii Cleo Andrews w swe ręce i zaczęłam czytać.
Muszę przyznać, że początek dość mocno i pozytywnie mnie zaskoczył. Książka bowiem poświęcona jest Oliwii – czyli tej oschłej babci, którą mieliśmy okazję poznać w Kwiatach na poddaszu otwierających cały cykl. Więc odetchnęłam z ulgą, bo po śmierci Cathy i Chrisa pozostało w sumie tylko śledzenie losów trójki ich dzieci.
Do Oliwii i Ogrodu cieni wracając. Poznajemy ją jako młodą kobietę z kompleksami, która nie dość, że jest dość wysoka, to do piękności również nie należy (choć brzydką nazwać jej nie można), co powoduje, iż ma problem ze znalezieniem sobie męża. Ojciec dzielnie pracuje nad tą częścią jej życia i co rusz przyprowadza do domu na kolację partnerów w interesach w nadziei, że zainteresują się jego córką.
W tej otóż sposób Oliwia poznaje Malcolma Foxworth. Jest nim zauroczona, ale ze względu na wcześniejsze niepowodzenia stara się być dość ostrożna i nie wiązać z tą znajomością żadnych nadziei. Jednak ten przystojny mężczyzna wydaje się nią być szczerze zainteresowany. Mówi, iż nudzą go kobiety, które potrafią tylko roztaczać swe wdzięki, a nie potrafią zadbać o własne interesy. Ona jest właśnie kobietą, jakiej poszukuje i szybko się jej oświadcza. Do skromnego ślubu dochodzi już dwa tygodnie po zaręczynach i Oliwia wyjeżdża z mężem do Foxworth Hall.
Niestety wszystkie marzenia Oliwii o cieple i miłości męża pękają już w noc poślubną, której tak naprawdę nie ma. Dnia następnego, a może raczej nocy za to jej małżonek po prostu się do sypialni i bierze ją siłą, wciąż wypowiadając imię swoje matki – Corrina. Młoda małżonka jest zrozpaczona brakiem czułości i zauważa, że stała się kolejnym trybikiem w planie męża, który ma rodzić mu dzieci i dbać o dom.
Przez całą książkę Oliwia użala się nad sobą i nad swoim biednym losem. Nie robi nic, nawet jak Malcolm nie pozwala jej udać się na pogrzeb ojca. Mimo że wydaje się silną kobietą, jest niesamowicie podporządkowana i uległa. W końcu staje się mocno zgorzkniała i bardzo zasadnicza. Jej postawa cały czas mocno mnie irytowała, a intrygi po pojawieniu się ojca Malcolma z młodą żoną Alicją – po prostu jak Moda na sukces. Wygląda na to, że dla pieniędzy jest w stanie znieść wszystko, nawet to, że Malcom po śmierci ojca ma dziecko z jego żoną.
Ogród cieni…. Tak jestem książkową masochistką ;) przeczytałam tę serię do końca, a powinnam odpuścić już sobie po Płatkach na wietrze. Wiem, że może ta książka będzie się podobała wielu osobą, w końcu telenowele w stylu “nie ważne kto z kim śpi ważne, żeby wszystkie łóżka były zajęte”, cieszą się dość dużym powodzeniem. Jednakże nie jest to absolutnie mój target książkowy – wracam na przyjazne mi tereny fantastyki.
No Comment! Be the first one.