Kwiaty na poddaszu – czy znasz wszystkie tajemnice swojej rodziny?
Kwiaty na poddaszu Virginii Cleo Andrews wprowadziły nie małe zamieszanie po swoim pojawieniu. Pamiętam wiele rozmów na temat tej książki jak byłam mała. Jak wielkie wzbudzała kontrowersje i ile było przez nią burzliwych dyskusji. Później jak już trochę “podrosłam” i chciałam ją przeczytać, nie miałam takiej możliwości. Niestety nie można jej już było dorwać w księgarniach. W bibliotece słyszałam, że jeszcze jestem za młoda na takie tematy, a w antykwariatach również szczęście mi nie dopisywało. Tak minęło trochę czasu, pojawiły się inne książki i gdzieś z pamięci uleciał tytuł.
Jednak całkiem niedawno właśnie ta książka przewinęła mi się przez ręce i przeczytałam opis z okładki:
I pomyślałam, to jest ta książka sprzed lat, której szukałam.
Poddałam się absolutnej euforii i szczęściu jak dowiedziałam się, że ma swoje “towarzyszki”. Nie pozostało mi zatem nic innego jak sprawdzić i “przeżyć we własnej głowie” historię rodziny Dollangangerów.
Fabuła jest z jednej strony zaskakująca, a z drugiej szokująca wręcz powiedziałabym, że przerażająca. Podczas czytania cały czas byłam nabuzowana. W głowie kotłowały mi się różne myśli. Starałam się zastanowić nad zachowaniem matki, która widzi swoje cierpiące, wychudzone, blade dzieci i nie robi nic – a wręcz stara się w nich wzbudzić poczucie winy za to, że próbują “przypomnieć o swoim istnieniu”. Później widziałam babcię z koszykiem. Bogobojną kobietę, mistrzynię zakazów, która przynosi dzieciom pączki posypane arszenikiem. Czy jej wiara jest tylko na pokaz? Jeżeli rzeczywiście jest wierzącą osobą to powinna przebaczyć córce, a nie “odgrywać” się na jej dzieciach. Oczywiście nie zapomnijmy o tajemniczym dziadku, na którego śmierć i majątek czyhają wszyscy. Czy może być aż tak zaślepionym człowiekiem, że mimo swojej wielkiej wiary nie byłby w stanie przebaczyć i zaakceptować dzieci swojej córki, a może po prostu obie panie nie dały mu szansy na to, by przekonał się, jakie wspaniałe ma wnuki?
Dzieci.
W końcu same dzieci. Najmłodsze bliźniaki Cory i Carrie, które miały zaledwie cztery lata jak trafiły na poddasze. Z jednej strony myślałam, że chyba “miały się najlepiej”, bo przecież nie do końca rozumiały co się tak naprawdę dzieje. Nie musiały przyjmować na siebie żadnej odpowiedzialności. Były otoczone przez kochające ich rodzeństwo, które starało się ukryć wszelkie troski i zapewniało im wszystko by mogli czuć się jak “w domu”. Jednak czy nie straciły najwięcej…
Z kolei dwunastoletnia Cathy i czternastoletni Christopher musieli bardzo szybko dorosnąć i stać się rodzicami dla swojego rodzeństwa. Tracili lata swojej młodości, pierwszych zauroczeń i miłości. Każde z nich przeżywało zamknięcie inaczej, a jednak w pewien sposób podobnie. Pozytywnie nastawiony do świata Christopher starał się cały czas wspierać wybuchową Cathy. W trakcie czytania wiedziałam, że coś się między nimi wydarzy, ale czego można się spodziewać zostawiając dwójkę dorastających młodych ludzi zamkniętych w jednym pokoju?
Książka naprawdę przyprawia o gęsią skórkę i po przeczytaniu nie da się o niej zapomnieć. Wciąż nie mogę zrozumieć i wręcz boli mnie postawa “kochającej” matki, która pokazuje jak wiele można poświęcić i jak bardzo się zmienić, jeżeli w grę wchodzą pieniądze. Co chyba irytuje mnie jeszcze bardziej to to, że jak rozejrzymy się wokół to możemy zobaczyć coraz więcej właśnie takich matek, dla których kariera i pieniądze są priorytetem. Dzieci są niechcianym dodatkiem, który podrzuca się do dziadków, byle tylko nie przeszkadzały.
Kwiaty na poddaszu mimo kontrowersyjnych tematów, które poruszają naprawdę dają mocno do myślenia i uważam, że warto sięgnąć po tę książkę.
No Comment! Be the first one.