Metro 2035 – kolejne spotkanie z Artemem.
Po prawie sześciu latach „pojawia się” Metro 2035, a to oznacza, że postanowił o sobie przypomnieć pomysłodawca projektu Uniwersum Metro 2033 Dimitry Glukhovsky.
Tym razem nietypowy początek, a mianowicie przejdźmy do utyskiwania na wydawnictwo Insignis.
Jak wprawne oko może łatwo zauważyć okładka Metro 2035 różni się od pozostałych znanych nam książek serii i całego Uniwersum. Przyprawiło mnie to o małą furię. ;) Wszystko byłoby świetnie, gdyby postawiono tylko na nową odsłonę i image dla książki w twardej oprawie, natomiast dla oprawy miękkiej jak to miało być w zwyczaju wcześniej, pozostajemy w znanym man wizerunku. Ale oczywiście nie… Również dla książki w miękkiej oprawie przygotowano super specjalny nowy image, oczywiście nie zapomniano o tym, by odświeżyć całą serię Glukhovsky’ego.
Byłabym gotowa to zrozumieć, gdyby to było wznowione wydanie po kilku latach całej serii, a tak wygląda, że wydawnictwo żeruje na naiwności niektórych czytelników, że Ci ze względu na Metro 2035, kupią Metro 2034 i Metro 2033 w nowej odsłonie graficznej. Na mnie się niestety nie wzbogacą, a Metro 2035 będzie po prostu odmiennym rodzynkiem na półce.
Koniec marudzenia.
Czy ktoś pamięta jeszcze Artema? To ten sam chłopak, który zrzucił bombkę na Czarnych z ogrodu botanicznego. Został okrzyknięty wybawcą metra, zakochał się w córce swojego mentora Młynarza, porzucił Stalkerskie życie i powrócił na WOGN.
Ale czy Stalker może przestać być Stalkerem i wieść spokojne życie u boku żony…?
Nie jest to takie proste. Szczególnie że Artem wysyłając „śmierć” na Czarnych usłyszał w radiostacji innego człowieka i teraz marzy o nawiązaniu kontaktu z ludźmi z innych miast, a przede wszystkim o powrocie na powierzchnię. Desperacko poszukuje dowodów na to, że poza Moskiewskim metrem również jest życie. Codziennie wyrusza z radiostacją na pobliską wieżę i nasłuchuje sygnałów. Ale w eterze tylko cisza… Do tego dochodzą problemy z żoną i opinia dziwaka na macierzystej stacji.
I tu wkracza Homer (coś o nim było w Metrze 2034 ;)). Dziadunio oprócz tego, że przymierza się do napisania książki o bohaterze – jakim dla niego niewątpliwie jest Artem – to zna jeszcze kogoś, kto również nawiązał kontakt radiowy z kimś spoza moskiewskiego metra (to taka słynna „siódma woda po kisielu” ;)). Artem postanawia „spakować walizki” i wyruszyć wraz z Homerem w kolejną podróż.
Jedno można powiedzieć na pewno – Metro 2035 jest inne od znanego nam Metra 2033 (o Metrze 2034 nie warto nawet wspominać). Tym razem książka nie „krąży” wokół mutantów i walki z nimi, ale pokazuje nam izolację mieszkańców metra. Artem wyraźnie dojrzał, już nie jest naiwnym młokosem, który „zwiedza” sobie metro. Widzi natomiast, że otaczający go świat dąży do zagłady, a ludzie po prostu chcą dożyć kolejnego dnia.
I tak naprawdę nie potrzeba ludzkości żadnego zagrożenia ze strony mutantów, gdyż to ludzkość (metro) jest zagrożeniem sama dla siebie.
Dookoła korupcja, brak życzliwości… nie ma nadziei na lepsze jutro…
Jak już pisałam wcześniej Meto 2035 jest inne. Jest dojrzałe i jedno jest pewne nie zawiodłam się tym razem. Uważam również, że każdy fan postapokaliptycznych klimatów powinien po nią sięgnąć.
Ja tam nie mam problemu z nową okładką – w sumie dość spoko design.
Co do samej historii jeszcze się nie dobrałem, więc ciężko mi coś w tym temacie powiedzieć.