Sword Art Online – życie w wirtualnym świecie.
Dziś na tapecie marzenie nie jedno gracza czy nerda – życie w wirtualnym świecie.
Wyobraźmy sobie, że za kilka lat (co pewnie wcale nie jest jakąś fantazją) pojawi się na rynku technologia, która czy to przez założenia “garnka” na głowę, czy może przez wejście do jakiejś kabiny, (w sumie nie ma to najmniejszego znaczenia) da nam możliwość znalezienia się “całym sobą” po drugiej stronie “ekranu” – w wirtualnym świecie.
Właśnie taką “nerdowską fantazję” możemy odnaleźć w mandze, anime i grze o tytule Sword Art Online pieszczotliwie zwanym również SAO.
W grę nie grałam, mangi nie czytałam więc nie przedłużając o anime słów kilka.
Sam pomysł na fabułę według mnie jest niebanalny. Zaczynamy grę i okazuje się, iż niestety nie możemy jej opuścić. Początkowo wydaje nam się, że jest to zapewne błąd samego programu i za chwilę zostanie on naprawiony jednak… “Głos z nieba” zapowiada, iż tu i teraz będzie się toczyło nasze życie. Nie będzie jednak tak fajnie jak w innych grach, gdzie po śmierci po prostu “odradzamy się” na nowo, tu pożegnamy się z życiem w tym i tamtym świecie (taka promocja 2 w 1). W dodatku rzeczony Głos prosi nas o wyjęcie z kieszeni prezentu – lusterka, od teraz jesteśmy “tacy sami” jak w świecie realnym. Znikają piękne lolitki w ich miejsce pojawiają się panowie w średnim wieku, najwięksi przystojniacy okazują się przestraszonymi i wychudzonymi maminsynkami, a urocze wręcz idealne damy – to khm… no sami wiecie ;) Ogólnie rozglądając się dookoła, czujemy się jak na ulicy, tylko stroje trochę jakby nie z epoki.
Ale do rzeczy. Aby uwolnić się z tego “świata” i wrócić do swojego realnego życia, musimy pokonać bossa na każdym poziomie + oczywiście bossa końcowego. Można powiedzieć, że tu się wszystko zaczyna i również zaobserwować cały szereg zachowań ludzkich. Jedni chcą walczyć i wrócić do swojego normalnego życia i rodzin. Kolejni woleliby tu zostać, bo w realnym życiu tak naprawdę im się nie wiedzie, a tu “zaczynają” wszystko od nowa – mogą być kim tylko zapragną. Jeszcze inni są tak sparaliżowani strachem, że chcą po prostu przeżyć.
Fabuła może nie poraża, ale jest prowadzona w sposób bardzo przyjemny, a w tle całej zabawy obserwujemy jak rozwija się romans między dwoma głównymi bohaterami Kirito i Asuną. Dodatkowo całość okraszona jest całkiem przyjemną muzyką.
Żeby jednak nie było tak cukierkowo, to no właśnie…
Anime podzielona jest na dwie części. Aincard i Alfheim. O ile pierwszą część ogląda się naprawdę bardzo przyjemnie, to kontynuacja na siłę przygód w Alfhaimie jest no – taka sobie i może nawet można by ją streścić w jednym odcinku. Jednak i tak uważam, że całość jest warta polecenia, większość wątków jest ciekawa i wciągająca – co nie pozwala na nudę i powoduje chęć obejrzenia kolejnego odcinka. Według mnie warto “urwać” trochę czasu na jego obejrzenie.
* Źródło zdjęć Internet.
Przygód w wirtualnym świecie “po kokardki”. Trzeba też powiedzieć sobie otwarcie, że ciągle powstają nowe produkcje, w mniejszym lub w większym stopniu powielające schematy. Jednak “Sword Art Online” mam pewien klimat, a ja do niego mam jakiś sentyment – bo było to moje pierwsze anime o tej tematyce.
Pomysł nie wydaje mi się jakoś bardo oryginalny, ale z Twojego opisu wynika, że to anime z gatunku tych przyjemnych. Grafika również wydaje się fajna :) Być może się skuszę.